Kontrowersyjne tematy działają jak magnes na czytelnika, a gdy dotyczą jeszcze religii, ciężko przejść obok danego tytułu obojętnie. Dodajmy do tego fakt, że autorka działa w Internecie i głośno głosi prawdę o realiach bycia… Świadkiem Jehowy. Obserwuję Tulię Topę od dłuższego czasu i gdy dowiedziałam się, że napisała ksiażkę o tej organizacji, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
"Jak rozbiłam szkło. Moje dorastanie wśród Świadków Jehowy" to powieść, którą autorka określa jako niebezpieczną. Nie może przeczytać jej ponad sto tysięcy osób w Polsce i łącznie osiem milionów na świecie. Dla Świadków Jehowy będzie ona powodem do obrzydzenia, a gdy wpadnie w ich ręce, spalą ją lub wyrzucą.
Tulia urodziła się i wychowała w rodzinie Świadków Jehowy. Jej ojciec był starszym, czyli pełniącym wyższą funkcję w zborze niż zwykły członek organizacji. Od najmłodszych lat Tulia była wychowywana w tej religii, przygotowując się do roli pionierki, a potem misjonarki w Indonezji. W międzyczasie dorastała pośród zakazów, przyjęła chrzest i wyszła młodo za mąż. Zaczęła jednak dostrzegać prawdę o organizacji, a na idealnym wizerunku Świadków Jehowy pojawiały się rysy, aż szkło pękło. Odeszła z tego świata, świadoma, że wiąże się to z zerwaniem relacji z najbliższą rodziną oraz wystawieniem na ataki, plotki i pogardę pozostałych członków. Dzisiaj jest wolna, szczęśliwa, a w Internecie nie głosi historii z Biblii, a prawdę o organizacji, nazywanej przez niektórych nawet sektą.
Ta osobista powieść to pewnego rodzaju reportaż o Świadkach Jehowy, który dla laików będzie naprawdę rzetelnie zebraną i przekazaną wiedzą o tej organizacji. Ja posiadałam wcześniej pewne pojęcie, jak wygląda ich rzeczywistość, ale sporo się dowiedziałam z tej książki i kilka razy zaskoczyłam, oczywiście negatywnie. Myślę, że większość ludzi kojarzy Świadków Jehowy z pukania do drzwi i stania ze stojakiem z literaturą, namawiania do przejścia do ich wyznania i podobnym zachowaniem. Nie wiedziałam natomiast, jak restrykcyjną i obdzierającą z intymności są oni grupą, w szczególności dla kobiet, niezależnie od wieku.
Tulia opowiada w swojej historii o dziewczynach, które były przesłuchiwane z tak osobistych spraw, że szeroko otwierałam oczy ze zdumienia. Żadna religia nie jest idealna ani najlepsza, ale czytając o tym, jak ofiarę molestowania przesłuchuje trzech obcych dla niej mężczyzn, a nawet zapraszają do tego samego sprawcę i nie prowadzi to żadnego pozytywnego zakończenia, byłam zniesmaczona. Podobne odczucia towarzyszyły mi, gdy dowiadywałam się, jak bardzo Świadkowie Jehowy są ograniczeni pod kątem romantycznego aspektu relacji; że nie mogą się trzymać za ręce, przytulać, całować, a o seksie przedmałżeńskim mogą zapomnieć, bo inaczej zostaną wykluczeni. Nie dowierzałam, gdy czytałam, że młodzi Świadkowie drżą z niepewności, czy ich pocałunek nie był zbyt intymny albo czy nie przytulali się o minutę za długo. Naprawdę to było szokujące.
Książka zawiera mniej i bardziej ciekawe rozdziały. Mnie nużył początek, ale wraz z dorastaniem autorki, bardziej się angażowałam emocjonalnie. Współczułam nastoletniej Tulii, która przez organizację musiała zerwać ze swoim pierwszym chłopakiem, ponieważ nie był Świadkiem. Buntowałam się razem z nią, gdy nie mogła założyć biżuterii albo słuchała nieodpowiedniej muzyki.
Temat mnie kupił od razu, ale sam styl autorki mógłby być jeszcze bardziej zachęcający do czytania. Momentami lektura stawała się nużąca i musiałam odkładać ją na kilka dni. Myślę, że takie dawkowanie to najlepszy sposób na poznanie historii Tulii.
Całość oceniam jednak pozytywnie pod kątem przedstawienia realiów Świadków Jehowy. Nie mogę jednak nie rekomendować tej historii, ponieważ Tulia głosi w niej prawdę o organizacji, do której należą miliony osób na całym świecie. To dobre źródło wiedzy, którą warto zgłębić dla swojego i czyjegoś dobra.

