Kiedy przeczytałam prolog do książki Jak ja go nie cierpię, pomyślałam, że jej całej nie przeczytam. Wulgarny język zupełnie mnie zniechęcił. Jednak dałam szansę autorce i muszę przyznać, że nie mogłam przestać czytać, bo obok faktycznie wulgarnego języka związanego z seksem, Meghan Quinn stworzyła świetną historię dwojga ludzi. Wykorzystany tu został popularny schemat enemies to lovers, który zawsze się obroni, w każdej fabule.
Hattie ciężko jest się podnieść emocjonalnie po śmierci ukochanej siostry. W efekcie zawala ostatni semestr i wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie na "dzień dobry" zrywa z nią chłopak. Dziewczyna, pragnąć się na nim odegrać, pakuje skradzione przez niego rzeczy i zanosi właścicielowi… Haysowi, który jest bardzo znaną gwiazdą rocka. Pech chce, że Hattie przyjmuje posadę w domu gwiazdora, który jest największym wrogiem jej starszego brata. Dodatkowo do problemów dołącza rodzeństwo, które od powrotu Hattie wymusza na niej jak najszybsze skończenie studiów i nie chce od niej pomocy. Dziewczyna nie wie, co o tym wszystkim myśleć. A im dłużej pracuje u Hayesa, tym bardziej nie może opanować swoich pierwotnych popędów. Mężczyzna jest wszak przystojny i uwodzi ją na każdym kroku. Jednak w życiu obojga panuje chaos, sekrety i namiętność. Czy uda im się to pogodzić? Czy Hattie może być szczęśliwa z wrogiem rodzinnym? I wreszcie co poróżniło jej brata z Hayesem?