We wstępie chciałem trochę ponarzekać jak to autorzy już nie piszą i nie publikują opowiadań, bo im się to kompletnie nie opłaca. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że przecież już utyskiwałem na to zjawisko przy okazji recenzji Ojca. No cóż, świat od tamtego dnia niespecjalnie się zmienił, a jedna jaskółka, w postaci zbioru Idiota skończony, wiosny nie czyni.
Co ciekawe, miejsce niektórych etatowych bywalców antologii Fabryki Słów zajęło wielu młodszych pisarzy, którzy od jakiegoś czasu konsekwentnie pracują na coraz mocniejszą pozycję w polskim światku fantastycznym. Zamiast Grzędowicza, Pilipiuka czy Kossakowskiej czytelnik tym razem będzie mógł zapoznać się z tekstami Michała Gołkowskiego, Marcina Podlewskiego, Bartka Biedrzyckiego i innych. Ze starej gwardii w antologii znaleźli się chociażby Jacek Komuda, Ewa Białołęcka, Tomasz Kołodziejczak i Robert Szmidt. Jak w praktyce sprawdza się ten miks doświadczenia z młodością?
Największą zaletą Idioty... jest spora różnorodność opowiadań. Czego tu nie ma! Od humorystycznego fantasy, przez postapo, science-fiction, historie alternatywne, urban fantasy po historyczną fantastykę. Co ważne, w antologii nie znalazł się chyba ani jeden tekst, o którym mógłbym napisać, że jest beznadziejny. W najgorszym wypadku niektóre historie wypadają przeciętnie, ale znalazło się tu też kilka naprawdę fajnych rzeczy.
Za zdecydowanie najlepsze opowiadanie w antologii uważam Przez kraj ludzi, zwierząt i biesów Jacka Komudy – wciągającą, pełną zwrotów akcji opowieść o rycerzu uciekającym przed prześladowcami. Na drugim miejscu plasuje się Adrian Atamańczuk i jego Ptasi sąd – bardzo klimatyczny tekst, wyglądający jak fragment większej całości. Do gustu przypadła mi również propozycja Krzysztofa Haladyna, autora Krwi na śniegu – pisarz niby nic nowego w temacie postapo nie zaprezentował, ale potrafił opowiedzieć przejmującą historię rodziny walczącej o przetrwanie. Fajne, choć krótkie opowiadanie sprezentował nam Robert Szmidt – oklepaną tematykę o pierwszym kontakcie potrafił przedstawić w nietuzinkowy sposób. Na plus zaliczam też Tajemnicę miasteczka N. Huberta Olkowskiego, choć tu ocenę psuje słabe zakończenie.
Znacznie mniej do gustu przypadły mi opowiadania Anety Jadowskiej i Ewy Białołęckiej – choć zrzucam to na karb tego, że generalnie nie przepadam za lekkimi, humorystycznymi tekstami dla nieco młodszego odbiorcy. Marcin Podlewski zaserwował tekst z uniwersum Głębi – i choć samą sagę o Myrtonie Grunwaldzie uwielbiam, to Ciałak trochę mnie zawiódł: opowiadanie jest po prostu przeciętne. W przypadku Bartka Biedrzyckiego doceniam jego pomysł na opowiedzenie nietypowej historii w świecie Stalkera, ale znowu – Noc na Dużej Ziemi raczej nie zapadnie w pamięci. To samo tyczy się Ostatniego dnia służby Krzysztofa Abramowskiego czy Wyklętych Michała Gołkowskiego. Broni się za to opowieść Tomasza Kołodziejczaka, choć u niego aż się prosi o znaczne rozbudowanie fabuły.
Największa wada Idioty skończonego? Cóż, to bardzo przyzwoita antologia, ale nic poza tym. Choć wszystkie opowiadania trzymają solidny poziom, tak może tylko Komuda i Atamańczuk stworzyli coś, co będę miło wspominał po latach. Biorąc pod uwagę, jak rzadko wydawnictwa decydują się na wydanie takiego zbioru, chciałoby się dostać coś naprawdę ekstra.
Z drugiej strony, wiecie, jak to mówią: jak się nie ma, co się lubi…