Mimo niewielkich gabarytów, książka H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu Michela Houellebecqa to ciężki orzech do zgryzienia. Szybki rzut oka na okładkę i już wątpliwości: dla kogo właściwie jest ten esej? Bardziej dla fanów francuskiego pisarza, czy jednak Samotnika z Providence? A może dla jednych i drugich? Opcja ostatnia, najgorsza: dla nikogo?
Na pewno najsilniejszą stroną Przeciw światu… jest jego część krytycznoliteracka. Houellebecq próbuje zrozumieć, co takiego jest w twórczości Samotnika z Providence, że wywarła ona tak ogromny wpływ na popkulturę. Analizując różne elementy – od sposobu, w jaki Lovecraft rozpoczynał opowiadania, poprzez porzucenie psychologizmu na rzecz twardego obiektywizmu i materializmu, aż po zamiłowanie Amerykanina do architektury – Francuz opowiada o narodzinach przerażających opowiadań, które po dziś dzień wywołują gęsią skórkę.
Niektórzy z was mogą pomyśleć: po co mam czytać opasłe biografie, skoro Houellebecq streścił mi życie i twórczość Lovecrafta na niespełna 150 stronach? Niestety, sprawa nie wygląda tak prosto. Wśród fanów Lovecrafta część biograficzna eseju budzi duże kontrowersje. Zdaniem wielu Francuz wybrał te fragmenty z życia twórcy Zewu Cthulhu, które akurat pasowały mu pod tezę. I tak Houellebecq zrobił z Samotnika z Providence ekstremalnego rasistę, mizogina i obrzydliwego klasistę; co ciekawe, to właśnie nienawiść i uprzedzenia miały stanowić jeden z sekretnych składników twórczości Lovecrafta.
Z mitologią Cthulhu jest tak, że niewielu chętnie i często zagląda do jej źródła. W tym sensie esej Francuza może zainspirować do sięgnięcia po opowiadania Lovecrafta. Inna sprawa, że bardziej niż z „Lovecraftem dla żółtodziobów”, mamy tu do czynienia z „Houellebecq. Co mnie kręci, co mnie podnieca”. Czyli z wymienionych we wstępie opcji wygrywa ta pierwsza.
Prawda wygląda tak, że Houellebecq – wykorzystując postać Lovecrafta – robi tu to, co zawsze: występuje przeciw światu.