Temat hoteli jest teraz dość gorący, więc lektura Hotelu Aurora Emilii Teofili Nowak może być jeszcze bardziej emocjonującą, niż w innych, lepszych czasach.
Antonina, zwana Antkiem, zaczyna pierwszą pracę w sudeckim, podupadającym hotelu, należącym do ojca jej koleżanki. Zadanie, którego się podejmuje, wykraczać będzie jednak poza obowiązki menedżera pensjonatu. Serce dziewczyny zabije szybciej, fałszywe relacje zaczną uwierać, a panoszące się zło będzie wydawało się triumfować.
Powieść pozwala ryczeć zarówno ze śmiechu, jak i smutku. No i czytając o hotelach, schroniskach, uzdrowiskach, gdzie bohaterowie są mikrospołecznością nie da się nie myśleć o Czarodziejskiej Górze. I choć Hotel Aurora jest mimo swego ciężaru emocjonalnego i literackiego dużo lżejszy, to gdzieś ten subtelny, specyficzny klimat górskich przybytków i ich pensjonariuszy pobrzmiewa. A kto nie miał kiedyś marzenia, by poprowadzić taki ośrodek? Kto dziś nie ma marzenia, by na spokojnie jeździć do górskich hoteli, nawet jeśli miałyby tam czekać nas różnego kalibru przygody?