Cezary Zbierzchowski swoim Requiem dla lalek przywrócił mi kiedyś wiarę w krótszą formę, w to, że może ona być angażująca, klimatyczna i przede wszystkim ciekawa. Holocaust F współdzieli świat przedstawiony, jest w pewnym sensie duchową kontynuacja wątku, ale nieznajomość zbioru w niczym nie przeszkodzi. To debiut powieściowy, z którego okładki padają porównania do kilku poważnych zawodników. Od razu powiedzmy, że nie są one na szczęście bezzasadne. Ale też bez przesady.
Świat Rammy się rozpada. Franciszek Elias, będąc w rodzinie kontrolującej jedną z największych korporacji na świecie wie o tym doskonale. Jedyne co pozostaje to chronić siebie, swoich najbliższych i utrzymać się przy życiu, najdłużej jak się da. Gdy zwykli ludzie pogrążają się w bezpośredniej wymianie plików i zatracają siebie i swoje fizyczne powłoki, wokoło trwa wojna, rozszarpująca samą rzeczywistość. Nadziei pozostaje niewiele, nawet dla kogoś kto pozornie jest nieśmiertelny.
Holocaust F to hard sci-fi pełną gębą. Od samego początku wrzuca nas na głęboką wodę, przytrzymując ciężkim butem tuz pod powierzchnią. I to jest, wbrew pozorom, całkiem fajne. Jeżeli ktoś lubi tego typu literaturę, znajdzie się tutaj u siebie w domu. Każde zdanie przeładowane jest treścią, potrzeba skupienia by się w nie wgryźć, ale satysfakcja z tego jest całkowicie proporcjonalna. Ilość ‘techno-bełkotu’ może być zatrważająca dla nowicjusza, szczególnie że sam początek to prawdziwa nawałnica informacji, podana na tle samej w sobie niezbyt ciekawej podróży głównego bohatera. Można by to rozwiązać znacznie lepiej, aczkolwiek należy docenić, iż jeśli trafia do nas świat przedstawiony, nudna podróż po umierającym kraju staje się prawdziwie fascynująca. Bardzo dużo zależy od podejścia, jak mocno jesteśmy w stanie zawalczyć o informacje, zbierając je, obracając wraz z Franciszkiem w głowie i wkładając na swoje miejsce, układając powolutku w całość.
Wraz z rozwojem fabuły dzieje się coraz więcej, strony zaczynają być wręcz przeładowane akcją, gęstą i wciąż nasyconą treścią. Tak jak wcześniej można było odczuć przesyt burzą informacyjną, tak teraz przytłoczyć mogą liczne potyczki. Wszystko jest jednak na tyle zgrabnie zorganizowane, wypunktowane bardzo dobrym, chociaż nie nowym, zwrotem akcji, że całość czyta się z zacięciem. Im dalej natomiast, tym zaczyna się robić coraz dziwniej i mroczniej. Niestety sama końcowa część, znacznie bardziej oniryczna od pozostałych, jest bardziej rozciągnięta, traci to przeładowanie informacją, serwując nam kolejne wycinki trasy, wyzbywając się konkretu, twardego faktu. Tak jak początkowa podróż Franciszka był fascynująca w swojej pozornej nudzie, tak końcowa jest nieciekawa, pozostaje skakaniem po kamieniach.
Duża w tym wina głównego bohatera, Franciszka. Jest on postacią, z którą podróżujemy przez cały czas, patrzymy na świat przez jego oczy, słysząc jego myśli. Reszta, jak jego ojciec, dzieci, jego android, czy nawet ktoś na wzór antagonisty, pozostaje tylko nieważnym tłem, które wykonuje jedynie swoje role. Franciszek jest człowiekiem, którego mózg można przenosić między ciałami, pozostaje poza niszczącą ludzi siecią, a jedyne co tak naprawdę go boli to strata ukochanej. Ponad wszystko pragnie ochronić swoje dzieci. Mimo to ciężko czuć do niego sympatię. Do pewnego stopnia wynika to z zadania narzuconego powieści, która zadaje nam pytanie kim jest człowiek i jak daleko możemy się posunąć wciąż nim pozostając. Człowieczeństwo Franciszka jest zaś podczas tej opowieści na tyle wątpliwe, że w pewnym momencie staje się on bardzo obcy.
Pytań jakie zadaje Zbierzchowski jest więcej, jak chociażby ciekawa koncepcja braku Boga, która brana jest pod uwagę niezwykle praktycznie i namacalnie. Bogactwo treści powoduje jednak, że niektóre fragmenty są jedynie po to, żeby cos pokazać, bez żadnego wpływu na to co się dzieje. Niezbyt satysfakcjonujące jest także ucinanie niektórych wątków, jak chociażby kwestii Żurawia, rozwiązywanych po najmniejszej linii oporu, bez żadnych większych skutków. Fabuła jest tu pretekstem dla rozważań, które spychają nawet Franciszka do roli narzędzia w ich odkrywaniu.
Holocaust F to dobra lektura, którą można ustawić na półce obok dzieł Wattsa czy Dicka. Nasączona pesymizmem wizja apokalipsy jest fascynująca, mimo banalnego i nietrafionego zakończenia. Biorąc pod uwagę, że to pierwsza powieść Zbierzchowskiego, jest nadzieja, że kiedyś dostaniemy polskie Ślepowidzenie. Póki co jest dobrze. Tylko i aż.
www.bookmaster.com.pl