Historie pisane dwutorowo – w przeszłości i teraźniejszości – należą do jednych z moich ulubionych. Najbardziej wyczekuję w nich momentu, kiedy dwie osie fabularne zderzają się ze sobą i mogę połączyć kropki pomiędzy bohaterami. Nie mogłam zatem odpuścić sobie Gwiazd na włoskim niebie Jill Santopolo.
Cass i Luca są w sobie bardzo zakochani: ona działa w modzie, on jest artystą-malarzem. Mieszkają razem w Nowym Jorku i chcą spędzić ze sobą życie. Pracujący nad nową serią obrazów Luca chce uwiecznić swojego dziadka oraz babcię Cassandry jako modeli. Para nie spodziewa się jednak, że ich dziadkowie rozpoznają się. Giovanna oraz Vincenzo poznali się tuż po zakończeniu wojnie w Genui i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, jednak należeli do zupełnie dwóch różnych światów. On był przyszłym hrabią, ona córką krawca. Ich związek pełen namiętności zderzył się nie tylko z rodzinną krytyką, ale również ze zmianami politycznymi, które zmusiły kochanków do opowiedzenia się po którejś ze stron, niszcząc ich wspólne marzenia.
Obie linie fabularne przepełnione są emocjami, zwłaszcza miłością. Związek Cass i Luci jest pełen wsparcia, ciepła. Są nie tylko kochankami, ale również partnerami. Pomagają sobie nawzajem w codziennych zadaniach i pracach. Giovanna i Vincenzo natomiast pochodzili z różnych środowisk, a połączyła ich namiętność i wzajemna fascynacja. Chcieli być ze sobą, niezależnie od statusu i reakcji środowiska. Na drodze do szczęścia stanęło im jednak referendum we Włoszech, od którego zależał los monarchii, w tym rodziny Vincenza. Mimo że nie mogli bez siebie żyć, uraza i obowiązki były silniejsze od uczucia.
Gdybym miała wybrać, którą parę polubiłam bardziej, zdecydowanie wybrałabym Giovannę i Vincenza. Zwykle to właśnie pierwsze w chronologii wydarzeń para zakochanych zdobywa moje serce i większą sympatię. W ich przypadku również wątek historyczny ciekawił mnie bardziej niż lata współczesne. Nie oznacza to jednak, że nie polubiłam Cass oraz Luci, ponieważ to też ciekawe postacie, choć napisane na podobieństwo swoich dziadków. Cassandra pracuje w modzie, a jej babcia była krawcową, zaś Luca odziedziczył talent artystyczny właśnie po dziadku. Zdecydowanie jednak jestem fanką Cass, ponieważ swoimi rozterkami na temat ślubu i rodziny przypominała mi mnie samą, a jej relacja z babcią była naprawdę cudowna i wzruszająca.
Samo zakończenie również wywołało u mnie kilka łez smutku, acz również byłam lekko sfrustrowana zachowaniem rodziny Luci. Nie chcę zdradzać, co takiego się wydarzyło, ale na pewno nie tylko mi podniosło się odrobinę ciśnienie.
Dopiero pod sam koniec lektury zdałam sobie sprawę, że Gwiazdy na włoskim niebie to nie jest moje pierwsze spotkanie z tą autorką, tylko drugie! Aż pięć lat temu czytałam Światło, które utraciliśmy. Gdy skojarzyłam fakty, zrozumiałam poniekąd styl autorki. Pisze ona prosto, acz trafiająco do serca i tworzy bohaterów, których łatwo polubić i ciężko się z nimi pożegnać. Potrafi też wzruszyć swoimi zakończeniami i z trudem czyta się ostatnią stronę.
Gwiazdy na włoskim niebie to zdecydowanie dobra książka, której warto poświęcić uwagę. Czyta się błyskawicznie, a emocje towarzyszą od początku do końca na wysokim poziomie.

