Czytając Gwiazdora miałam poczucie literackiego déjà vu, przecież to już było, a zarazem jeszcze tego nie było... coś podobnego, wyczuwałam momentami próby aspiracji do świateł, od których się ślepnie... Ale były też zdania, które czytałam i mówiłam sobie: no, Piotr C. – umiesz!
I co tu z tobą zrobić Benku? Nie bardzo jest co, bo Benek raczej kobiet używa, ale takich z dużym cycem i poniżej 30, tfu, okazuje się, że poniżej 25 roku życia. Starsze ewentualnie można bzyknąć, ale o miłości mogą zapomnieć. Nikt ich już nie chce kochać. A one, zdesperowane, odddają się komu popadnie, bo wiedzą, że już nic ich nie czeka.
Piotrze C., to znaczy Benku, serio?
Ja już od Pokolenia Ikea wiem, że bohaterowie Piotra C. są sfrustrowani i postrzegają rzeczywistość w bardzo brudnych barwach, ale zawsze wierzę, że ta błyskotliwość i naprawdę udane zdania, jak to o śląskim śniegu, który nadaje się tylko do kina moralnego niepokoju, zrekompensują mi tendencyjność i powielanie schematu. Jednak Gwiazdor zawodzi, fałszując nuty na scenie, pod którą stoją eskortki z seksem w oczach. Chyba współczuję takiego widzenia świata. I kreowania tegoż, gdyż nie tylko wybieramy to, gdzie i z kim żyjemy, ale i o czym piszemy.