Wysokie, bardzo strome i groźne pasmo gór na Peloponezie. Z tytułowej góry Tajget w antycznej Sparcie zrzucano ponoć niemowlęta, które uznano za chore. Sądzono bowiem, że lepiej, żeby nie żyło to, co od samego początku nie miało zdrowia i siły.
Śląski szpital psychiatryczny. To tutaj trafiają podczas wojny dzieci uznane za niepełnosprawne umysłowo. To tutaj odbywa się przerażająca selekcja. Do tego szpitala trafia Rysiu, któremu udaje się przeżyć, dzięki pewnej siostrze. I to w tym szpitalu pracuje profesor Luben, dokonująca okrutnych eksperymentów na bezbronnych dzieciach. A wiele lat później w aptece, mieszczącej się przy tym właśnie szpitalu, pracuje Sebastian, który panicznie boi się o swoją córkę.
Góra Tajget Anny Dziewit-Meller jest lekturą, niosącą ze sobą ogromny ciężar. To rozdrapywanie przeszłości, traum i lęków, które z pokolenia na pokolenie dziedziczymy. Dlatego jest nam emocjonalnie niewygodnie. Coś uwiera, coś boli, mnożą się pytania, na które nie ma odpowiedzi. Bolą opisywane przez Dziewit-Meller historie, które mimo iż fikcyjne, to jednak mają swój pierwowzór w rzeczywistości. Przypominają nam one, że okrucieństwo i obojętność wobec cierpienia słabszych nie są jedynie odległym wspomnieniem.