Aleksandra Rumin w najnowszej powieści wróciła do swoich bohaterów ze Zbrodni po polsku.
Wyrzucona z policji Małgorzata Foryś, za przywłaszczone pieniądze, kupiła podupadły hotel Sasanka, w którym kucharzem został... Jan Polak, były policjant z wydziału zabójstw. Aby ukryć pranie brudnych pieniędzy, Gocha przyjęła pod sasankowy dach szesnaścioro uchodźczyń z Ukrainy wraz z potomstwem. Cała rzecz dzieje się w gminie Grzeszyn, w której niepodzielne rządy sprawuje skorumpowany wójt Henryk Mamrot. Po jego nagłym zaginięciu, w szalonym umyśle Foryś rodzi się szatański plan, aby to właśnie Polak wystartował w wyścigu o zwolniony fotel włodarza. Razem z nim do boju staje zubożały dziedzic oraz partyjny wysłannik, mianowany przez najważniejszą osobę w państwie.
Wykorzystując polityczny wątek powieści, Rumin jak po łysej kobyle jedzie z tymi, którzy decydują o naszym losie. Marka Rumin ma się dobrze, na trzystu stronach dostajemy to, czego oczekiwaliśmy. Zabieg narracyjny, nie używany do tej pory, daje wyraźny sygnał, że poziom humoru ewoluuje w dobrą stronę i w przyszłości możemy spodziewać się kolejnych hitów.