Jak polski autor wypalił cały wszechświat
Po co człowiek bawi się w recenzowanie książek? Ano choćby po to, by dostać w swoje łapy „Głębię” Marcina Podlewskiego – jest to rzecz, po którą normalnie pewnie bym nie sięgnął i to z różnych przyczyn. Tak się jednak stało, że w ramach recenzenckich obowiązków przyszło mi ocenić dwa tomy wspomnianej serii i…
Cholera, jakie to jest dobre.
Pyrrusowi zwycięzcy
Po wielkiej wojnie z obcymi i maszynami, ludzkość – mimo iż z obu bitew wyszła zwycięsko – nie znajduje się w najlepszej kondycji. Niby dzięki napędowi głębinowemu ludzie mogą podróżować w najdalsze zakątki kosmosu, ale z drugiej strony ciągle muszą bazować oni na rozwiązaniach opracowanych przez nieistniejące już Imperium Galaktyczne, nie będąc zdolnymi do wytworzenia własnej zaawansowanej technologii.
Tak właśnie wygląda rzeczywistość Wypalonej Galaktyki – świata, którego olbrzymie fragmenty zostały zniszczone przez legendarną Broń, użytą przez maszyny w czasie jednej z wojen. Nie znający własnej historii, słabi i podzieleni, ludzie drżą na samą myśl o powrocie obcych lub Sztucznej Inteligencji. W takich warunkach przyszło żyć Myrtonowi Grunwaldowi, kapitanowi skokowca Wstążka, a także innym bohaterom sagi Podlewskiego.
Mistrzowska układanka
Po tym, co zaraz przeczytacie, pewnie pomyślicie sobie, że Fabryka Słów uzbierała trochę pieniążków i przesłała je na moje konto, żebym miał za co grzać zimą w mieszkaniu, a i przy okazji napisał parę ciepłych słów o książkach Podlewskiego. Tylko co ja mogę poradzić na to, że uważam „Głębię” za jedną z najlepszych polskich powieści rozrywkowych spod znaku fantastyki, jakie czytałem od lat?
Przede wszystkim Podlewski to prawdziwy mistrz prowadzenia akcji i budowania napięcia. Pisarz potrafi tak kierować opowieścią, że czytelnik tylko przewraca kolejne stronice książki, nie mogąc się od niej oderwać. Zwłaszcza tom pierwszy, czyli „Skokowiec”, to pod tym względem powieść wręcz zjawiskowa. Autor żongluje kolejnymi scenami, bawiąc się ich układem i urywając je w najbardziej odpowiedniej w chwili. I nawet mając na uwadze, że „Powrót” w tym względzie prezentuje się nieco słabiej, to w przypadku obu części „Głębi” o nudzie nie ma w ogóle mowy.
Warto jednak bardzo wyraźnie podkreślić, iż „Głębia” nie jest zwykłym czytadłem. Oczywiście, dzieło Podlewskiego nie odmieni waszego życia ani nie sprawi, że na nowo przemyślicie pewne sprawy, ale też nie pozostawi z odczuciem, że zmarnowaliście swój czas na obcowanie z literaturą klasy D. Autorowi udało się stworzyć wiarygodny, przemyślany świat, zaludniony dodatkowo przez bohaterów, których los nie jest nam obojętny. I choć fabularnie oba tomy nie odbiegają od pewnych schematów charakterystycznych dla space opery, to miejscami Podlewski potrafi nas jednak mile zaskoczyć.
Do skokowca marsz!
Czy więc warto sięgnąć po „Głębię”? Do diabła – oczywiście, że tak! Ja na samą myśl, że na dwie kolejne części przyjdzie mi czekać tyle czasu, dostaję szału! Taki to bowiem dziwny paradoks: niby Wypalona Galaktyka to straszne i przygnębiające miejsce, ale chce się ciągle do niej wracać.