Florystki to kolejna książka autorki, po którą sięgnęłam zaraz po Uśpionej. Pisarka w dość krótkim fragmencie nawiązała do wcześniejszej powieści i za to ogromny plus. Jak wypada w dorobku autorki jej najnowsza książka?
Sinicka stworzyła bezkompromisową, mocną, kobiecą postać – bohaterkę zimną, samotną, niezależną, taką, która nie dopuszcza do siebie nikogo, i nikt bliżej jej nie zna. Helena jednak zaginęła i wszelkie tropy prowadzą do scenariusza jej śmierci. Nie wierzy w to mąż, jak i jedna z jej pracownic. Sonia od lat jest prawą ręką Heleny i wiedziona instynktem chce wyjaśnić sprawę zaginięcia szefowej, ale jednocześnie najbliższej przyjaciółki. Dziewczyna szuka prawdy, choć ta zdaje się być tą, której lepiej byłoby nie znać, którą lepiej zostawić, by nie rozdrapywać dawno zagojonych ran.
Rozpoczyna się niemy wyścig z czasem, gdzie pierwszeństwo ma Sonia i jej dochodzenie prawdy, lecz tuż za nią kroczy ktoś, kto ma swoje powody, by żadna prawda nie ujrzała światła dziennego. Co stało się z zaginioną kwiaciarką? Czy ma to jakikolwiek związek z Sonią? I kim jest Kapitan?
Sinicka serwuje czytelnikowi kwiecistą historię, w której kwiaty są tylko dodatkiem, tłem dla makabry, którą zgotował poszczególnym postaciom los. Tajemnica rozkwita z każdym kolejnym rozdziałem, są lekkie, niemal delikatne zwroty akcji oraz rozdziały, których zakończenie skłania czytelnika do dalszych poszukiwań rozwiązania zadanych zagadek. Wszystko wydaje się być banalnie proste, jednak wyjaśnienie nie jest już tak oczywiste. Pojawia się mimowolna rozbieżność w sympatii do poszczególnych bohaterów, ale są i tacy, którzy budzą niemal od początku negatywne uczucia.
Rozwiązanie zdaje się być na wyciągnięcie ręki, ale Sinicka w dyskretny sposób lawiruje emocjami czytelnika, by ten co fragment pozostał z niczym. Poprawny thriller na jeden, dwa wieczory. Interesująca, acz niezbyt zagmatwana fabuła, ale czy historia będzie miała prawo pozostać w czytelniku na dłużej?