Nadnaturalne stworzenia i postacie podbijają literaturę. Stephenie Meyer stała się sławna po napisaniu sagi o wampirach. J.K. Rowling postawiła na czarodziei. Sarah J. Maas uwielbia magiczne fae. Holly Black od lat inspiruje się elfami, o których napisała już niejedną książkę. Zła królowa to wznowienie wydanej w 2002 roku Daniny. Nowoczesnej baśni, pierwszego tomu serii Elfy ziemi i powietrza.
Kaye to uparta i niezależna szesnastolatka, której życie krąży wokół nieustannego podróżowania z matką i jej zespołem rockowym. Wszystko się zmienia, gdy groźna sytuacja z ostatniego koncertu, zmusza ją do powrotu w rodzinne strony. W New Jersey odkrywa, że wbrew własnej woli stała się pionkiem w odwiecznej walce. Spór toczy się pomiędzy dwoma rywalizującymi królestwami elfów: Jasnym Dworem i Dworem Termitów. Ani Kaye, ani jej wrogowie i sojusznicy nie wiedzą, jak wielką ofiarę będą zmuszeni złożyć, gdy ich życie stanie w niebezpieczeństwie.
O Holly Black wiele osób usłyszało dwa, trzy lata temu za sprawą Okrutnego księcia i pozostałych tomów tej serii. Ja osobiście zetknęłam się z prozą Black jako dziecko, gdy czytałam Kroniki Spiderwick. Od tamtej chwili minęło dobre dziesięć lat i zupełnie nie pamiętam szczegółów tej serii poza faktem, że przeczytałam ją całą i całkiem mi się podobała. Zaczynając czytać Złą królową, byłam ciekawa, czy Holly Black ponownie rzuci na mnie swój czar, a może wręcz przeciwnie, zostanę potraktowana paskudną klątwą.
Po przewróceniu ostatniej strony książki wrażenia miałam… nijakie. Nie potrafię określić, czy podobała mi się ta historia, czy nie. Bardziej jednak skłaniam się ku tej drugiej opcji, ponieważ Zła królowa dysponuje naprawdę małym zestawem zalet.
Do plusów należy zdecydowanie oprawa książki. Okładka jest przepiękna i od razu przyciąga wzrok. Podobne zdanie mam o dodatkach graficznych w środku. Niestety, takie detale nie uratują historii, która zaczyna się spokojnie i przez większość czasu akcja właśnie tak się toczy: powoli, czasami nudno. Nawet punkt kulminacyjny w moim odczuciu był mało ekscytujący; tak szybko jak się zaczął, tak skończył.
Poznajemy dwa światy bohaterów: ludzi i elfów. Z pierwszej grupy wyróżnia się Corny, czyli przyjaciel Kaye i jej sprzymierzeniec, gdy razem postanawiają zakraść się do Dworów Termitów. Corny to dość specyficzny nastolatek, który na początku wywarł na mnie negatywne wrażenie, ale z czasem go polubiłam. Przyjaciele Kaye, czyli Janet, Kenny i Klucha, to mało znaczące postacie poboczne, które jednak bardzo dobrze radzą sobie w odgrywaniu roli tła.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów nadnaturalnych, to nie mogę nie wspomnieć o Roibenie. Rycerz z Dworu Termitów to dobry materiał na książkowego męża… ale nie dla mnie. Mało o nim wiemy, a pod względem charakteru przedstawia się czytelnikowi jako trochę opryskliwy, bardzo rozdarty wewnętrznie bohater. Nie wiedziałam do końca, czego on tak naprawdę chce od Kaye i dla Kaye. Podobnie po zakończeniu nie umiem określić, czy jest on postacią dobrą, czy jednak złą. Raz się uśmiecha, raz warczy…
Mieszane uczucia mam co do samej Kaye. Ta bohaterka jest po prostu dziwna. Nie nietypowa, nie oryginalna. Dziwna. Z jednej strony pasuje to do klimatu tego dziwacznego Dworu Termitów, z drugiej byłam niejednokrotnie skonfundowana w trakcie czytania. Życie Kaye przewraca się do góry nogami, a ona wcale nie wydawała się być tym zaskoczona czy zszokowana. Niektóre jej decyzje były dla mnie niezrozumiałe.
Sama relacja Kaye i Roibena nie trafiła do moich ulubionych. Pojawiła się tak naprawdę znikąd i była momentami do bólu dziecinna. Gdy natrafiłam na zdanie, że jedno się w drugim zakochało, to musiałam przetrzeć oczy ze zdziwienia. Kiedy to się stało? Gdzie? Jak? Cytując klasyka: „Jak do tego doszło, nie wiem”. Byleby bohaterowie i autorka wiedzieli w kolejnych częściach tej serii, bo ja na razie nie znam odpowiedzi na te pytania.
Podczas czytania zastanawiałam się nad jednym: kiedy pojawi się ta tytułowa zła królowa? Wyczekiwana bohaterka w końcu pojawiła się na scenie, ale równie szybko z niej zniknęła. Dla mnie to jeden z największych minusów, ponieważ królowa Dworu Termitów od początku wzbudziła moją ciekawość i chciałam poznać bohaterkę, którą kreowano na głównego antagonistę. Cóż, szkoda, że nie poznaliśmy pełnego potencjału Nicnevin, ponieważ to mogło postawić całą historię w nieco lepszym świetle.
Ostatnią zaletą książki jest kreatywność autorki w kwestii fantastycznych postaci, które w niej umieściła. Opis Dworu Termitów to kwintesencja różnorodności i fantazji. Panował w nim nietypowy klimat grozy i czającego się zza rogu zagrożenia. Jednocześnie było to miejsce pełne pokus. Niejeden śmiertelnik stracił tam najpierw głowę, a potem życie i to wrażenie Holly Black oddała bardzo dobrze.
Podsumowując, Zła królowa nie była bardzo zła. Nie była również świetna. Była po prostu przeciętna. Czy winę ponosi za to fakt, że to dopiero pierwszy tom serii i autorka rozkręca się powoli z akcją i przemianą wewnętrzną bohaterów? A może od początku Elfy krwi i powietrza trzeba spisać na straty? Nie wiem. Nie wiem też, czy sięgnę po drugi i trzeci tom, bo jestem pewna, że zanim zostaną one wydane, zapomnę o wszystkim, co działo się w Złej królowej. Dla fanów Holly Black to pewnie pozycja obowiązkowa, ale dla nowych czytelników? Raczej odradzam, gdyż możecie się rozczarować.