Osoby mówiące, że książki nie należy oceniać po okładce zapewne mają rację. Jednak w najmniejszym stopniu nie można zaprzeczyć, że pierwsze wrażenie wywiera na czytelnikach właśnie to, jak dana lektura wygląda. Jeżeli książka przykuje naszą uwagę epicką wręcz ilustracją na okładce, a do tego zaciekawi opisem, to możemy być w pełni usprawiedliwieni idąc z nią do kasy. Idealnym tego przykładem jest Elantris.
W Polsce, Elantris autorstwa Brandona Sandersona to nie żadna nowość. Książka ta ukazała się na polskim rynku już w 2007 roku dzięki wydawnictwu MAG. To samo wydawnictwo niedawno postanowiło odświeżyć nieco szatę graficzną książek Sandersona. Osobiście uważam ten pomysł za trafiony w dziesiątkę, bowiem starsze wydania prezentowały się dosyć miernie, wobec dzisiejszych estetycznych oczekiwań czytelników. Reedycja objęła oczywiście Elantris, które teraz, po odświeżeniu, stało się dosłownie małym dziełem sztuki na mojej półce.
Myślę, że warto poświęcić parę słów, aby nieco opowiedzieć o tym wydaniu. Jest to bowiem jedyna rzecz, która zmieniła się względem poprzedniej wersji tej książki. No, doszedł jeszcze świeży komentarz autora na samym końcu książki. Wydawca naprawdę się postarał i zadbał o to, by każdy szczegół był dopracowany. Twardą i solidną okładkę zdobi majestatyczna wręcz grafika. Kartki są niezwykle cienkie i delikatne. Na wewnętrznych stronach okładki znajdziemy również mapki, które nie ukrywam - pomogły mi zrozumieć wykreowany przez Brandona świat. Całość wzbogacona jest o materiałową wstążkę do zaznaczania stron. Czytając tak wydane Elantris miałem wrażenie, jakbym przeglądał jakiś manuskrypt zawierający potężną wiedzę, a nie książkę fantasy. Wydanie – epickie.
Skoro już wiemy, że wydanie jest rewelacyjne, to jak się sprawy mają z książką samą w sobie? Powiedziałbym, że równie dobrze. Elantris to opowieść o mieście, które utraciło swój dawny, nieziemski wręcz blask. Pradawna i tajemnicza magia, którą tętniło miasto zniknęła, a ludzie niegdyś obdarzeni magią stali się przeklęci. Zostali skazani na cierpienie i tułaczkę pośród ruin. Tak prezentuje się ogólny zarys fabuły. Więcej zdradzać nie będę. Polecam każdej osobie interesującej się literaturą fantastyczną, aby sama zagłębiła się w to dzieło.
To, co do mnie przemawia to przede wszystkim świetnie opowiedziana historia. Trzecioosobowa narracja sprawia, że zamiast wczuwać się w rolę bohatera stajemy się biernymi obserwatorami wydarzeń. To dobrze, bowiem całość możemy ujrzeć z perspektywy trzech osób, których losy są ze sobą ściśle powiązane. Elantris, poza wspomnianą wyżej, okalaną aurą tajemniczości i magii prezentuje nam również świat pełen politycznych intryg i spisków. Zostały one bardzo dobrze napisane i wplecione w rozwój zdarzeń, często zaskakując zwrotem akcji w najmniej spodziewanym momencie.
Postacie zaprezentowane przez Sandersona są dobrze zarysowane, z pełną gamą różnych osobowości. Nie odnosimy więc wrażenia, że poszczególne charaktery zlewają się w jedną burą masę. Wręcz przeciwnie, każdy ma swoją osobną historię i miejsce w książce. Muszę także przyznać, że Brandon świetnie ukazuje rzeczywistość z różnych perspektyw, a na szczególne wyróżnienie zasługują przejścia z punktu widzenia jednego bohatera do punktu widzenia drugiego bohatera. Przejścia te, są niezwykle płynne, co sprawia, że akcja nie zwalnia niepotrzebnie tempa. Ostatnim aspektem, na jaki chciałbym zwrócić uwagę to styl pisania. Elantris napisane jest starym, dobrym, klasycznym stylem fantasy. Takim, który jest konkretny, przemyślany i zrównoważony, o czym świadczy idealny balans pomiędzy dialogami a opisami. Czyta się znakomicie.
Spoglądając na Elantris widzę przed sobą świetnie napisaną, oprawioną i wydaną powieść. Powieść tak świetną, że choć chciałem, nie doszukałem się żadnych wad. Dosłownie nic, co by mi nie przypadło do gustu. Całość jest kompletna w pełnym tego słowa znaczeniu. Z czystym sumieniem stwierdzam, że jest to jedna z najpiękniejszych historii, jakie dane mi było przeczytać. Mam nadzieję, że Brandon Sanderson uzupełni tę historię o kolejny akt, bowiem zakończenie pozostawia sporo miejsca na dalszą opowieść. Ja tymczasem przyznaję się, że pochłonął mnie całego. On, Duch Elantris.