Ani to książka kucharska, ani poradnik zielarski. „Dzika kuchnia” Łukasza Łuczaja to swoisty podręcznik surviwalowy dla outsiderów, którzy nie tracą nadziei wierząc, że żywność nie musi mieć pięknego opakowania, ani szeregu barwników i konserwantów. To przewodnik po jadalnych roślinach Polski, jakimi obdarowuje nas Matka Natura i nie każe za nie płacić. To biblia dla wegan, wegetarianów i entuzjastów wcinania wszelkich chwastów, którzy znajdą tu całą masę przepisów na potrawy, o jakich nie śniło się im własnym podniebieniom. Co więcej, to bardzo mądry zbiór tradycji, obyczajów i wierzeń, które nasze babki i dziadkowie przekazywali sobie od wieków. Dziś już zapomnianych przez pokolenia popijające Coca Colę i stołujące się w McDonalds’ie.
Łuczaj jest polskim guru „zielonych”. Młody doktor etnobotaniki, mieszkający w malowniczych terenach Pogórza Karpackiego doskonale wie, które badyle można wrzucić do rosołu, z których kwiatów i liści przyrządzić apetyczną sałatkę, które szyszki gotować na zdrowotny wywar i jeszcze się przy tym nie zatruć. Autor od lat bada ( i zjada) dzikie rośliny poszukując ich na całym świecie. W „Dzikiej kuchni” prezentuje ich ponad 200, dodając do tego jakieś 100 autorskich przepisów na wykwintne potrawy wszelkiego rodzaju. Od tarty czeremchowej, zupy żołędziowej, przez galaretkę z kaliny, sałatkę ze skrzypu , aż na winie z mniszka lekarskiego kończąc. Znajdziemy tu także szereg intrygujących felietonów, w których autor wyjaśnia swoje fascynacje naturą, opowiada o zmaganiach z żywiołami, porami roku, o życiu pozbawionym konsumpcyjnego pośpiechu. Podaje także przydatne informacje wszystkim tym, którzy podobnie jak on, chcieliby żyć w alternatywny sposób. Jak zacząć, gdzie szukać pożywienia i jak je upichcić, by nie smakowało jak zwykłe zielsko. Łuczaj opowiada także o swojej przygodzie z wegetarianizmem, o trudnych początkach życia na łonie natury oraz o wspaniałości obcowania z tym, co dzikie i nieokiełznane. Przeprowadza czytelnika przez panoramę zapachów karpackich lasów i łąk. Rozbudza kubki smakowe serwując im doznania inne niż zwykle. Koniczyna, lebiodka, macierzanka, berberys, dzięgiel – wszystko to, czego nie znajdziecie na co dzień w swoich lodówkach.
Książka spełni wszelkie oczekiwania także tych, którzy „jedzą oczami”. Bogato opatrzona pięknymi fotografiami, których nie powstydziłaby się najbardziej estetyczna blogerka kulinarna. Do tego cała masa rycin niczym ze starodawnego zielnika. Narastający apetyt miesza się z ludową magią, wierci nozdrza zapachami ziół, grzybów i suszonych owoców.
„Dzika” rzuca nie lada wyzwanie modnym i jednocześnie nudnym poradnikom kulinarnym. Pogrąża cieplutką Nigellę Lawson, rozkapryszoną Magdę Gessler, czy przeestetyzowaną Elizę Mórawską. Dość food design rodem z muzeów sztuki nowoczesnej, dość kulinarnych konstrukcji na talerzu i frykasów trudnych do zjedzenia! Wróćmy do diety naszych przodków, którzy nie faszerowali się chemią, wróćmy do jedzenia, którego kształt, smak i zapach nie przypomina produktów z drogerii! Postulat Łuczaja jest jasny – „dzikie” drzemie w człowieku od zawsze. Trzeba tylko chcieć to „dzikie” obudzić na nowo. Autor pokazuje jak i udowadnia, że można z tym „dzikim” żyć w całkiem przyjazny i cywilizowany sposób.
Danny Moore