O macierzyństwie można mówić bez końca, jak i napisać wiele książek, a i tak nie wyczerpie się tego szerokiego niczym ocean tematu. Można też mówić o ciąży, która wielu jawi się jako normalna kolej rzeczy w drodze do upragnionego rodzicielstwa. Dziewięć miesięcy czułego chaosu nie mówi, a ilustruje, gdyż utalentowana autorka pokazuje siebie czytelnikowi sposobem dla niej najbliższym, poprzez komiks, który powstał na bazie jej doświadczeń w drodze do upragnionego rodzicielstwa.
Lucy Knisley nie porusza tematów łatwych i przyjemnych, jak i nie jest to komiks, który ukazuje etapy ciąży jako coś bajecznego. Słodko-gorzkie rozważania i wspomnienia na temat trudów, jakie przeszła autorka, by w efekcie stać się mamą, ubarwia ilustracja za ilustracją oraz momentami szczere do bólu poczucie humoru, które idealnie komponuje się z dość trudnymi zagadnieniami. Autorka nie bez oporów opowiada o rozlicznych staraniach ku posiadaniu potomka, stratach, jakich doświadczyła wraz z mężem, otwarcie mówi teżo braku zrozumienia i wsparcia najbliższych.
W mojej opinii to komiks, który w głównej mierze miał pomóc samej autorce przerobić i uporać się z traumą, jakiej doświadczyła. Dziewięć miesięcy czułego chaosu może nieco zachwiać etapem oczekiwania u kobiety w prawidłowo rozwijającej się ciąży, natomiast w przypadku kobiet po doświadczeniu poronienia, może wlać nieco nadziei na lepsze jutro. Rozwiązanie ciąży w przypadku autorki-bohaterki również nie jest idealne, a wręcz ociera się o dramatyzm i walkę o życie, zatem z ostrożnością należy podchodzić do tego, komu książka jest pisana.
Niewątpliwym plusem jest dystans oraz rozbrajająca szczerość, z jaką Lucy opisuje codzienność kobiet w ciąży, kwestie fizjologiczne oraz sam poród, jak i swoje prywatne rozważania i swoistą wewnętrzną "burzę mózgów" na temat "czułego chaosu" trwającego dziewięć miesięcy.