Dziewczyny chcą się zabawić Adrianny Michalewskiej i Izabeli Szolc pozostawiły mnie niezdecydowaną. Lubię czy nie lubię? Szala chyba przechyla się bardziej na tak, ale na pewno dobry początek książki dawał nadzieję na więcej...
Ta pierwsza część sagi o historii grupy dziewczyn dorastających w Łodzi u schyłku PRL jest przede wszystkim powieścią o sile kobiet. I nie uważam, że to nastolatki są jej głównymi bohaterkami. Równie doniosłą rolę odgrywają ich matki – obecne i nieobecne, tak samo jak ich córki zagubione w życiu i próbujące odnaleźć własne miejsce w zmieniającej się rzeczywistości.
Trochę razi brak silniejszych bohaterów płci męskiej, jedynie Robert – członek zespołu, który założyły przyjaciółki, odrobinę ratuje honor męskiej części populacji, angażując się w pomoc ciężarnej Monice i uświadamiając swojej ukochanej Amelii, że jej mama ma prawo do szczęścia z młodszym od siebie mężczyzną. Dużym atutem książki są wzruszające listy z getta pisane przez Różę i odnalezione przez zbliżającego się już do kresu życia adresata, który nie może zapomnieć o tej jedynej prawdziwej miłości i odżałować tego, iż pozwolił, by strach skazał ich związek na zakończenie.
Książkę czyta się lekko, choć chwilami występują pewne drażniące powtórzenia. Jeżeli drugi tom zostanie odrobinę lepiej zredagowany i skondensowany, myślę, że sięgnę z ciekawością po dalsze losy dziewczyn.