Wielbiciele twórczości Anaïs Nin długo musieli czekać na polski przekład czwartego tomu jej „Dziennika”. Zapiski obejmujące lata 1944-1947 ukazały się po raz pierwszy na polskim rynku dopiero całkiem niedawno dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka, które od jakiegoś czasu regularnie wydaje twórczość Nin.
Ten tom jest inny od wcześniejszych, a Anaïs nie jest już tą samą kobietą, która wcześniej wraz z Henrym Millerem brylowała pośród paryskiej bohemy lat 20. Dziennik jest dojrzalszy, nasycony bólem przemijania, wojny, tęsknotą za spacerami po bulwarach Paryża i złudzeniami przyprawiającymi o niepokój. Jest powrót do psychoanalizy doktora Ranka i analiza osobowości. Przewija się wątek poczucia odpowiedzialności za losy Henry’ego i Gonzala, których Anaïs zawsze otaczała kloszem bezpieczeństwa i matczyności. Uświadamia sobie, że wynikało to z zafascynowania ich osobowościami, które pozbawione wewnętrznych blokad i ograniczeń pozwalały sobie na wszystko to, czego ona również pragnęła, ale przed czym odczuwała lęk. Mimo tego szuka towarzystwa i przyjaźni u młodzieńców – Leonarda, Marshalla i Pablo, którzy mogliby być jej synami. W ten sposób próbuje odnaleźć i udowodnić swoją wewnętrzną młodość oraz żyć przyszłością. I nadal kreuje się na łamach Dziennika, wodząc czytelnika za nos.
O moim życiu nie sposób opowiedzieć. Codziennie się zmieniam, zmieniam swoje wzorce, pojęcia, interpretacje. Stanowię szereg nastrojów i wrażeń. Odgrywam tysiąc ról. Płaczę, gdy inni je za mnie odgrywają. Moje prawdziwe ja jest nieznane.[1]
I tak naprawdę, to nieważne kim w rzeczywistości była Anaïs. Ważne, że słowem stworzyła fascynującą rzeczywistość, a jej zapiski, które miały być/są dziennikiem składają się na jedną z najbardziej fascynujących powieści XX wieku.
Teraz pozostaje tylko czekać na kolejny tom Dziennika, w którym „urodzi się nowa kobieta”.[2]