Pierwszą postapokaliptyczną książką, która wpadła mi w ręce, było legendarne już w zasadzie Metro Glukchovskiego. W związku z tym, każda przeczytana w tym klimacie książka jest porównywana przeze mnie do mistrza gatunku. Roman Kulikow i jego Dwa Mutantyna tle mistrza wypadają bardzo dobrze.
W pływającym domku na jeziorze, otoczonym z każdej strony, mutantami, tałatajstwem oraz wszelkim dobrem inwentarza, jaki oferuje Zona, Sztych, Bull i Chomik w towarzystwie gospodarza domu – stalkera Kreta, leczą rany i przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości. Cała trójka w wyniku wydarzeń w Zonie została mutantami. Sztych nie może się pogodzić ze swoją mutacją – o ile koledzy zostali żywymi czujnikami anomalii, o tyle „mentalne zwierciadło” Sztycha wywołuje odbicie i zwielokrotnienie najgorszych lęków. Dodając do tego niemożliwość zapanowania nad nowymi umiejętnościami, nasz bohater jest przybity i uważa się za osobę niebezpieczną nawet dla swoich przyjaciół. Uratowany i opatrzony przez Kreta młody stalker, Palony, za okazane dobro odpłaca się zdradą. Sprzedaje Klanowi Wolności mapę z drogą do domu jeziornego stalkera, w którym gromadzi i bada artefakty, które na czarnym rynku warte są fortunę. W między czasie major Kratczyn alias Szary dostaje od przełożonych rozkaz powrotu do Zony i wykonania pierwotnego rozkazu – przyprowadzić z powrotem Aleksieja Siennikowa – Sztycha. W sam środek wiru wydarzeń wpada też tajemniczy stalker–mutant – Feniks. Kim jest i czego chce od Sztycha?
Trzecia część serii Romana Kulikowa o przygodach Aleksieja Siennikowa to istny rollercoaster. Dzieje się dużo, szybko, kule karabinowe latają gęsto, a krew i flaki mutantów ścielą ziemię grubą warstwą. Wykreowana przez autora Zona jest miejscem nieprzyjaznym, niemiłym, chcącym nas pożreć, wywołującym poczucie wiecznego zagrożenia, czasami wręcz sprawia wrażenie samodzielnego i rozumującego bytu, który pozwoli przeżyć stalkerom, albo srogo ich ukarze.
Autor wyciąga z Zony co najlepsze i snuje swoją opowieść w iście sprinterskim stylu, książki z takim nasileniem akcji nie miałem dawno w ręce. Wzorem mistrza serwuje nam zakończenie po którym opada szczęka.