Autorka wydanej dwa lata temu „Leśnej Terapii” kontynuuje temat, przedstawiając nam dwanaście rodzimych gatunków drzew, opisując kompleksowo każdy z nich zarówno pod względem morfologii, ale także w kontekstach kulturowych czy historycznych oraz, co oczywiste w przypadku tej autorki, ich wpływu na nasze samopoczucie. Dodatkowo w każdym rozdziale zawarta jest garść ciekawostek dotycząca leśnych czy parkowych darów natury, włącznie z konsumpcyjnymi. Tutaj jednak każdy czytelnik musi działać na własne ryzyko, ja się skusiłam dwukrotnie – nie moje smaki... Zastanawiające jest także ile gatunków aspiruje do bycia uznanym za miejsce ostatecznej rozprawy Judasza ze swoim podłym życiem.
Oprócz treści książka zawiera workbook czy też ćwiczeniownik, gdzie można zapisywać swoje doświadczenia z obcowania z drzewami.
Czego mi brakuje w „Drzewniku” to zdjęć lub rycin, które w aspektach edukacyjnych są bardzo pomocne, bo nawet najbardziej kwiecisty język w tego typu publikacjach nie wystarczy.
Czy da się żyć bez tej książki? Zdecydowanie tak. Niemniej, warto wiedzieć, co rośnie za oknem, co mijamy na spacerze, co chroni nas przed deszczem (bo przed burzą to lepiej nie) lub na co właśnie sika nasz pies, a w przypadku osób korzystających z dendroterapii, poznać istotne informacje, żeby nie przyjść z nieodpowiednim problem do złego drzewa, bo to by była lipa…