Na pierwszy rzut oka Dracul może się wydawać prostackim skokiem na kasę. W końcu Dacre Stoker – potomek Brama Stokera, twórcy najsłynniejszego wampira na świecie – ma już na swoim koncie współautorstwo chłodno przyjętej kontynuacji oryginalnego Draculi. Czy tym razem sprawy mają się inaczej i książka, za którą prócz Stokera odpowiada także J.D. Barker, okaże się warta poświęcenia jej czasu?
Przez nieznaną chorobę mały Bram Stoker niemal całe dzieciństwo spędza przykuty do łóżka. Każdego dnia dogląda go jego opiekunka, Ellen Crone. O kobiecie niewiele wiadomo, mimo iż od wielu lat mieszka w posiadłości Stokerów. Co więcej, panna Crone wydaje się w ogóle nie starzeć, często też znika na wiele dni bez słowa wyjaśnienia. Tymczasem w okolicy dochodzi do niepokojących zdarzeń – czyżby niania miała z nimi coś wspólnego?
Gdy wydaje się, że choroba wreszcie pokona Brama, Ellen w cudowny i tajemniczy sposób uzdrawia chłopca, po czym w pośpiechu opuszcza dom Stokerów – tym razem na dobre. Po wielu latach Matylda, siostra Brama, spostrzega Ellen w Paryżu. Zanim jednak zdąży się zbliżyć do byłej opiekunki, ta skrywa się w tłumie. Rodzeństwo postanawia odszukać Crone i poznać prawdę o wydarzeniach z przeszłości.
Dracul reklamowany jest jako prequel Draculi; powieść ukazuje przy tym, skąd Bram Stoker czerpał inspiracje do napisania książki o krwiożerczym hrabim. Na kartach Dracula pojawia się wiele znajomych wątków i postaci, w tym protoplasta Abrahama Van Helsinga. Mimo to opowieść Dacre Stokera i J.D. Barkera nie jest kalką historii, którą dobrze już znamy – autorzy znacznie więcej uwagi poświęcają rodzinie Stokerów czy Ellen, niż Draculowi. Legendarny wampir pojawia się rzadko, ale gdy już opuszcza cień, robi się naprawdę niebezpiecznie.
To, jak Stoker i Barker ukazali postać Dracula, należy im zapisać na plus. Król wampirów jest taki, jaki być powinien: potężny, tajemniczy i szalenie groźny. Włada przy tym mrocznymi siłami, których zrozumienie wykracza poza możliwości zwykłego śmiertelnika. Autorzy powieści nie starali się przedstawić genezy wampiryzmu czy próbować w naukowy sposób wytłumaczyć istnienia strigoi – zwłaszcza ostatni fakt bardzo mnie cieszy, bo zawsze preferowałem przedstawianie wampirów po prostu jako sług Zła.
Co najważniejsze jednak, Dracula czyta się naprawdę dobrze – od razu widać, że J.D. Barker[1] to bardzo sprawny pisarz, który potrafi przykuć i utrzymać uwagę czytelnika. Konstrukcja książki przypomina powieść Brama Stokera – większą część historii poznajemy poprzez lekturę wpisów z dzienników, listów czy prywatnych notatek bohaterów. Na szczęście Barker nie silił się na archaizację języka, najwyraźniej uznając, że skoro jest to pozycja stricte rozrywkowa, nie ma sensu stosować tego typu zabiegów.
Szkoda tylko, że zamiast pełnokrwistego horroru dostaliśmy powieść fantasy z dreszczykiem. Ważniejsze od budowania atmosfery grozy jest stopniowe rozwiązywanie wymyślonych przez autorów zagadek. Dracul jest przy tym powieścią bardzo bezpieczną – Stoker i Barker nie chcieli w żaden sposób naruszyć mitu Draculi kontrowersyjnymi, ale świeżymi pomysłami. Za historią Brama i Ellen nie kryje się też żadna głębsza myśl, bo za taką trudno uznać banał w stylu: „wielu rzeczy nie wiemy o życiu; ze śmiercią jest podobnie”.
Koniec końców Dracul to zaskakująco przyzwoita książka – klimatyczna, trzymająca w napięciu i przedstawiająca wampiry w sposób, od którego inni autorzy niestety dawno już odeszli. Oczywiście dzieło panów Stokera i Barkera ma swoje wady i raczej nie wejdzie do kanonu powieści grozy, ale na kilka przyjemnych wieczorów będzie jak znalazł.
[1] Nikt nie powinien mieć wątpliwości, kto z dwójki Stoker/Barker był odpowiedzialny za przekucie pomysłów w powieść.