Dom ukrytych znaczeń, czyli autobiografia RuPaula, to rozczarowująca pozycja. I ja rozumiem, że autobiografie rządzą się swoimi prawami i ich autorzy w pełni kontrolują przekaz, ale nie spodziewałam się aż takiej dozy oczywistości, taniego moralizatorstwa i ucieczki od jakichkolwiek trudnych czy kontrowersyjnych tematów.
RuPaul podszedł do całości tradycyjnie. Opisał najpierw swoje dzieciństwo i relacje z rodzeństwem i rodzicami, potem omówił swoje lata nastoletnie, powolne odkrywanie miłości do dragu i w końcu drogę do sławy. Teoretycznie na ponad dwustu stronach dzieje się dużo, ale tak naprawdę nie dzieje się prawie nic. Ru opisuje po kolei, co się wydarzyło w jego życiu i z tego, co dostajemy można wywnioskować, że jego życie było pasmem samych sukcesów, z kilkoma niewielkimi potknięciami po drodze. Niemal każdy, kogo spotyka na swojej drodze, jest mu życzliwy, pomaga mu, chce się zaangażować w jego inicjatywy artystyczne. Na palcach jednej ręki można policzyć przykre momenty, niepowodzenia czy rozczarowania, których doświadczył. RuPaul tłumaczy to faktem, że zawsze uważał, że „życzliwość to wyższy stopień inteligencji”, dlatego nigdy nie rozpamiętywał złych czy przykrych zdarzeń. Oczywiście nie mamy jak z tym polemizować, jednak przez to całość wyszła miałka i dość nudna. Poza tym, w pewnym momencie robi się niewiarygodnie, szczególnie, gdy RuPaul prześlizguje się po naprawdę traumatycznych tematach, a robi to kilkukrotnie, niejako udając, że nic się nie stało. Poza tym, w Domu ukrytych znaczeń nie dostaniemy nic z tła, tzn. nie dowiemy się niemal niczego o wydarzeniach lat 70. i 80, które zmieniały kulturę i popkulturę na zawsze, a których Ru był przecież częścią. Nie dowiemy się również niemal nic o tym, jak wyglądała scena drag w czasach, na których skupia się RuPaul. Pojawiają się wzmianki, ale tak, jak w przypadku wszystkiego innego, o czym pisze – narracja orbituje tylko wokół niego.
Przez cały tekst non stop przewija się twierdzenie, że RuPaul od początku skazany był na sukces. Po którejś z kolei wzmiance, że wróżka przepowiedziała to jego matce, naprawdę można ten fakt zapamiętać. I znowu – można zrozumieć dumę z własnej konsekwencji w dążeniu do celu i uporze, by jednak nie dać się złamać i pozostać sobą. Ale ciągłe sugerowanie, że Ru jest niemalże pomazańcem, który został namaszczony do celów wielkich i wzniosłych, w pewnym momencie zaczyna irytować.
Dom ukrytych znaczeń to laurka na cześć RuPaula, napisana przez RuPaula. Utalentowany od małego, przeznaczony do większych celów, szczęśliwy nawet wówczas, gdy był bezdomny, Ru napisał sobie autobiografię, która, poza tym, że jest wspaniały, niewiele o nim mówi. Niestety, ale on nawet nie stara się nawiązać więzi z czytelnikiem – czytanie tej książki, to jak oglądanie bardzo drogiej lalki, która jest ustawiona za ozdobną szybką. Można popatrzeć i podziwiać, ale dotknąć czy poznać już nie.