Jestem trudnym przypadkiem i rzadko kiedy książka potrafi mnie przestraszyć. I nie mam na myśli tego, jak źle została napisana, tylko o wywołanie prawdziwego strachu swoją fabułą oraz klimatem. W życiu zdarzyło mi się to może raz albo dwa, a nawet taki mistrz horrorów jak Stephen King nie wywołał u mnie ciarek. Udało się to jednak autorowi Domu po drugiej stronie jeziora.
Casey Fletcher to aktorka o zrujnowanej reputacji, zmagająca się z nałogiem alkoholowym, w który wpadła po śmierci swojego męża. Chcąc na chwilę zejść z celowników paparazzi i reporterów, wyjeżdża nad jezioro Greene do domu rodzinnego. Uzbrojona w zapas alkoholu i lornetkę zaczyna pooglądać swoich sąsiadów – Katherine i Toma Royce’ów. Ich małżeństwo wydaje się idealne: ona była supermodelka, on technologiczny geniusz i biznesman. Iluzja perfekcyjnego związku zaczyna się rozmywać, gdy Katherine nagle znika, a ostatnią rzeczą, jaką Casey widziała przez lornetkę w jest scena, gdy małżonkowie zaciekle się kłócą…
Podchodziłam do tej książki z dość sceptycznym nastawieniem, wspominając swoje ostatnie spotkania z różnymi thrillerami. Były przewidywalne, nijakie, nudnawe, a zakończenia napisane w pośpiechu i bez przemyślenia. Miałam jednak w pamięci to, co słyszałam o wcześniejszych książkach Rileya Sagera – że są bardzo dobre. Przerażające. Wciągające. I gdy Dom po drugiej stronie jeziora przez pierwsze 200 stron taki nie był, zaczęłam mieć poważne wątpliwości. A potem nastąpił taki zwrot akcji, że musiałam przetrzeć oczy ze zdumienia. Ten plot twist jednak nie przegnał moich obaw w pełni – jest bowiem bardzo ryzykowny, specyficzny, nie każdemu przypadnie do gustu i wielu uznałoby go za strzał w kolano oraz położenie całej fabuły. Dla mnie jednak okazał się tym, co wciągnęło mnie w tę historię bez reszty, spowodował ciarki na plecach i niepokój, który ogarniał mnie z każdą kolejną stroną coraz bardziej. To było niesamowite doznanie i dawno żadna książka nie sprawiła, że podrygiwałam nerwowo na dźwięk najcichszego szmeru za moimi plecami.
Ciężko pisać o fabule Domu, nie zdradzając najważniejszych szczegółów, dlaczego ta historia jest tak udana, dobrze przemyślana i napisana. Warto dać jej szansę, zwłaszcza na początku, kiedy akcja dopiero się rozpędza i swoim klimatem Dom… przypomina wiele innych thrillerów, które czytałam. Niefortunnym porównaniem jest Dziewczyna z pociągu, głośny bestseller z 2015 roku, przez jednych nienawidzony, przez innych lubiany. Motyw głównej bohaterki alkoholiczki i na pozór idealnego małżeństwa łączy te dwie historie, ale Dom… miażdży powieść Pauli Hawkins swoim napięciem, klimatem, wprowadzaniem czytelnika w błąd, jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki. Ja nie domyśliłam się rozwiązania całej akcji i takie wyjaśnienie w ogóle nie przyszło mi do głowy, co jest ogromnym plusem.
Nie jest to jednak powieść idealna. Nie jestem fanką motywu głównego bohatera, który przez traumatyczne wydarzenia wpada w nałóg. Widziałam to w wielu odsłonach i nie jest to dla mnie nic nowego. W dodatku to, że Casey wpada w pewnego rodzaju obsesję na punkcie swoich znajomych i ich życia, też brzmi znajomo. Riley Sagen wykorzystał znane i popularne w thrillerach motywy, ale podał je jednak w taki sposób, jakby czytało się o czymś pierwszy raz.
Dom po drugiej stronie jeziora to ogromne zaskoczenie, a Riley Sagen trafi prawdopodobnie na wysokie miejsce w moim osobistym rankingu, jeśli chodzi o literaturę grozy i thrillery. Nie mogę się doczekać, aż nadrobię jego poprzednie książki i przeczytam nowości.