W książce autorstwa Ruth Krauss dzieci stawiają pierwsze pytania i udzielają pierwszych odpowiedzi. Wyjaśniają co to jest, na czym to polega, co się z tym robi.
Skąd wiadomo czemu służą stoły, ludzie, łyżeczki, koty, rodzeństwo, psy, świat?
„No, jak to nie wiecie!?”- zdają się wykrzykiwać rezolutne brzdące. Dziecięcy tok rozumowania „rozkłada na łopatki”, a czar niespodziewanej prostoty urzeka. Czytając tę książkę, odnosi się wrażenie, że narrator to rozbawiona gromadka maluchów, które biegają wokół stołu, płatają figle, buszują w lodówce, chowają się pod tapczanem, a mimochodem, ze stoickim spokojem i niezwykłą rezolutnością, odpowiadają nam na pytania, których nigdy nie odważylibyśmy się zadać.
Lektura tej wspaniałej książki dla dzieci przywiodła mi na myśl dzieło Christophe'a Chabouté, w którym scenerią jest morze, a pośród niego strzelisty labirynt z cegieł, zwieńczony ostrym, kręcącym się w kółko światłem, bohaterem zaś mieszkający tam mężczyzna, tytułowy Samotnik. Ból płynący ze skrajnego odosobnienia, żal spowodowany tym, czego nie może zobaczyć, tęsknota za minionym i przyszłym, w którym nie może uczestniczyć, niechęć do oglądania swojej twarzy w lustrze, rybka w okrągłym akwarium, uderzające w mury fale, słownik - to jego jedyni towarzysze. W końcu decycuje się na ostateczność. Trzymając w ręce sznur zastanawia się czy wolność to raczej śmierć, czy bardziej życie i wybiera pomiędzy pętlą na szyi, a mocowaniem na walizkę, w którą się ma się spakować i opuścić swą cele. Decyduje się na wolność, na podjęcie decyzji wbrew temu, co dotychczasowe, wbrew więzieniu, w którym utknął. Wolność zjawia się w momencie dokonywania wyboru. Być może tylko Samotnik jest wolny.
Podziwiamy go, i nie rozumiemy, zastanawiamy się nad nim i kpimy z niedorzecznej egzystencji. Kiedy on nas na koniec zaskakuje wybierając życie. Jego gest jest tak naprawdę tym, na co nigdy nie będzie nas stać, przed czym się bronimy, a czego w rzeczywistości pragniemy.
Rzeczą, która łączy te dwie książki nie jest zapewne tylko odwaga i wyobraźnia. Jeżeli brat jest do pomagania, podłoga po to, żebyś nie wpadł do dziury, w której stoi twój dom, a świat po to, żeby było na czym stać, to samotny człowiek ze zdeformowaną twarzą, który poznaje świat za pomocą słownika, a na chybił trafił znalezione w nim słowa odczytuje tak, że nabierają one znaczenia jakiego nigdy nie odważylibyśmy się im nadać, w pewnym sensie przypomina dziecko. To szczególne porównanie, równie odległe, co jakakolwiek latarnia morska od miejsca, w którym się teraz znajduję nie służy szukaniu podobieństw, co najwyżej ponownemu odnalezieniu uczucia niebezpiecznej bliskości z kimś, kto jest do nas podobny.
Marta Mantaj