„Ta książka to bomba z opóźnionym zapłonem.”
„Ostrzegam! Nie spoczniecie, dopóki nie poznacie rozwiązania. Naprawdę wciąga, a zakończenie, no cóż… wbija w fotel!”
„Niesamowicie pochłaniający debiut, który szturmem wejdzie na listy bestsellerów. Misternie skonstruowana fabuła, której nie powstydziłby się sam Jo Nesbo.”
To część pochlebnych recenzji, które otwierają Doggerland. Podstęp Marii Adolfsson. Z takim mijaniem się z prawdą dawno się nie spotkałam. Jo Nesbo gdyby przeczytał ostatnią z przytoczonych opinii, doskoczyłby chyba autorce do gardła. A ja zaraz po nim. Trzeba przyznać, że dział marketingu zrobił dobrą robotę i mocno rozreklamował nowe nazwisko na mapie szwedzkich kryminałów, ale będzie to niestety krótka pieśń pochwalna, gdy książka trafi do regularnej sprzedaży.
Autorka wykreowała akcję powieści na archipelagu nieistniejących wysp Doggerland, gdzieś między Wielką Brytanią a Skandynawią. To kryminał więc główna bohaterka, Karen, jest utytułowanym komisarzem, ale niestety w mocno męskim świecie. Bardzo dużo miejsca w powieści zajmują właśnie bitki Karen z szowinistycznymi kolegami i przełożonymi. Sprawa morderstwa, którą ma poprowadzić, jej pierwsze śledztwo jako szefowej, dotyczy kobiety nie dość, że znanej jej osobiście, to jeszcze byłej żony jej szefa. Sprawa podwójnie skomplikowana, dająca potencjał do ciekawego poprowadzenia akcji. Potencjał jednak niewykorzystany.
Ekipa śledczych, mających zająć się wyjaśnieniem sprawy, kompletnie nieintersująca pod względem charakterologicznym, odznaczająca się za to niepoprawnym stosunkiem do kobiet służących w policji, na stanowisku wyższym niż sekretarka i sprzątaczka. Postać zamordowanej kobiety nakreślona jest tak negatywnie, że czytelnik w żadnym momencie nie czuje dla niej współczucia. Wpleciona w akcję bieżącą historia sprzed ponad czterdziestu lat, mogąca ubarwić całość, nie spełnia swego zadania. Kolejny niewykorzystany potencjał. A sama postać głównej bohaterki? Jest oczywiście osobą po przejściach, z traumą rodzinną, ale wszystko to jest w tak mdły sposób nakreślone, że aż krzyczy. Ciągła niepewność Karen co do swoich poczynań w toku śledztwa również nie dodaje jej punktów do ogólnej postawy. Właściwie cała ta opowieść jest bardziej obyczajowa niż kryminalna. Napięcia charakterystycznego dla kryminału próżno tu szukać, akcja toczy się niezwykle ślamazarnie. Wszystkie postaci, bez wyjątku, nakreślone są według dość zdartego już szablonu. W Podstępie nie ma kompletnie niczego, dzięki czemu można by powiedzieć, że to najlepszy szwedzki kryminał ostatnich lat. Jak dla mnie, czytanie tej książki to była orka na ugorze.
"Trup nie jest tu jedyną niewiadomą” – to kolejna pochlebna opinia z początku książki. Dla mnie większą niewiadomą jest, skąd tyle pochlebnych opinii udało się zebrać wydawnictwu.