Nie każdy debiut okazuje się być od razu strzałem w dziesiątkę i pierwszym miejscem na liście bestsellerów. Czasami to dopiero druga, piąta czy dwudziesta książka danego autora przynosi mu ogromną sławę i uznanie. Amor Towles zadebiutował Dobrym wychowaniem, choć moja przygoda z tym pisarzem zaczęła się od Dżentelmena w Moskwie, jego drugiej powieści.
W noc sylwestrową 1937 roku ścieżki Katey Kontent oraz Tinkera Greya przecinają się w jazzowym klubie. Obydwoje należą do różnych światów: ona jest młodą dziewczyną, która dopiero rozpoczyna samodzielne życie w Nowym Jorku, on zaś cenionym bankowcem należącym do kręgu ludzi bogatych i znanych. Katey nie wie jeszcze, że to nieplanowane spotkanie to początek podróży, która będzie toczyć się przez następny rok. Będą jej towarzyszyć ludzie najbogatsi i najbardziej wpływowi, a ona sama wkroczy do świata, gdzie wśród największych nadziei i pragnień będzie musiała zaufać własnej intuicji i być wierna swoim zasadom.
Gdy tylko zobaczyłam zapowiedź Dobrego wychowania oraz informacje, że jest to debiut Towlesa, wiedziałam, że muszę to przeczytać. Dżentelmen w Moskwie był jedną z najlepszych przeczytanych przeze mnie książek w ubiegłym roku. Chciałam przekonać się, czy autor już w swojej pierwszej książce posiadał takie umiejętności literackie, czy dopiero jego następne dzieło okazało się być tym lepszym.
I nie jestem mocno zdziwiona, że prawdziwą okazała się być ta druga hipoteza. Dobre wychowanie nie jest tak dobre, jak Dżentelmen w Moskwie. Nie wciąga czytelnika, nie hipnotyzuje stylem, nie bawi, nie sprawia, że człowiek zżywa się z bohaterami i z napięciem śledzi ich losy, jak robiłam to ja, czytając historię Rostowa. Z jednej strony to zaleta, z drugiej wada. Zaleta, ponieważ wiem teraz, że autor doskonalił swój styl i umiejętności, czego dowodem jest zdecydowanie lepszy Dżentelmen. Wada, gdyż mimo wszystko czuję niemały żal, że Dobre wychowanie nie trafiło do mojego serca.
Mimo że to nie będzie moja ulubiona książka Towlesa, Dobre wychowanie nie jest złą powieścią. To ten rodzaj historii, w której w zamkniętych ramach czasowych śledzimy zmieniające się życie głównego bohatera, w tym przypadku Katey Kontent. Katey to nietypowa i dająca się zapamiętać młoda kobieta. Miała w sobie coś, co przyciągało uwagę innych bohaterów i zdobywało ich sympatię. Mnie urzekła prostolinijność i szczerość Katey oraz oddanie dla jej przyjaciół, które szczerze przyznam nie było za każdym razem doceniane.
Katey to jedna strona medalu, a Tinker Grey to druga. Już na samym początku powieści możemy domyśleć się, jak przebiegnie ich historia i że może nie należeć ona do najszczęśliwszych. Nie polubiłam za bardzo Tinkera; był trochę za miękką gapą, która myślała, że może mieć wszystko. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu Wallace oraz Hank Grey, brat Tinkera. Będąc jeszcze przy bohaterach nie mogłabym nie wspomnieć o Eve, czyli przyjaciółce Katey. Los, który ją spotkał, powinien zmiękczyć opinię czytelnika wobec tej postaci, ale ja do samego końca nie darzyłam ją wielką sympatią. Eve w moich oczach była rozkapryszoną panną, która zachowywała się często samolubnie i lubiła być w centrum uwagi. W takich sytuacjach doceniałam to, że Katey jest główną bohaterką i narratorką powieści, a nie jej najlepsza przyjaciółka.
To, co mi się podobało, to oddanie klimatu Nowego Jorku z końcówki lat 40. zeszłego wieku. Razem z Katey obracamy się w różnych środowiskach: w świecie bogaczy i elity, w kancelarii prawnej, w redakcji magazynu, w hotelach i drogich restauracjach, w różnorodnych barach i klubach. Nie znałam do tej pory takiego Nowego Jorku w książkach i chętnie przeczytałabym o nim więcej. To jedna z zalet stylu Amora Towlesa – umieszczenie akcji w przeszłości w danym mieście i opisanie tego w taki sposób, że prędzej czy później czytelnik żałuje, że podróże w czasie nie są możliwe.
Dobre wychowanie to nie jest najgorszy debiut świata, ale cieszę się, że Amor Towles nie spoczął na laurach, tylko nadal się rozwijał i napisał zdecydowanie lepszą książkę od swojego „pierwszego dziecka”. Teraz pozostało mi tylko czekać na jego następne książki, by przekonać się, czy będą równie dobrego, jak Dżentelmen, a może jeszcze lepsze.