Olga Rudnicka na stałe wpisała się w polski rynek wydawniczy powieściami kryminalnymi okraszonymi dużą dawką humoru. Po raz drugi w tym roku na księgarnianych półkach ukazała się jej nowa książka. Mieszkanka Śremu nie tylko nie zwolniła tempa pisania, ale przyspieszyła. Co więcej nie odbyło się to ze szkodą dla powieści. „Diabli nadali” wbrew tytułowi nie wykazali obecności sił ciemności. Akcja toczyła się w świecie realnym, w Poznaniu i okolicach, tak jak nas pisarka zdążyła w swojej twórczości przyzwyczaić.
Autorka uczyniła główną bohaterką Monikę Kapuśnik – młodą kobietę ze wsi, która dostała się na staż do korporacji jako sekretarka dyrektora d/s promocji (świetnego fachowca i nieziemsko przystojnego mężczyznę z ogromnym powodzeniem u płci pięknej, skrzętnie ten fakt wykorzystującego). Początkowo nieśmiała i płochliwa, z czasem trochę się wyrobiła, wykazując więcej odwagi i pewności siebie. Przemiana w zachowaniu zaszła w odpowiednim momencie, gdyż w biurze doszło do zabójstwa jej szefa, a Monika, najlepsza z wielu dotychczasowych sekretarek, stała się dla organów ścigania podejrzaną numer jeden. W miarę upływu czasu sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, zarówno w sprawie zbrodni jak i jej życia prywatnego. Jeden ze śledczych interesował się podejrzaną na gruncie czysto prywatnym, a i ona nie pozostawała wobec niego obojętna. Tę relację, już dość delikatną z uwagi na toczące się śledztwo, uczynił jeszcze trudniejszą przyjazd tatki i braci Moniki.
Przygody, jakich doświadczyła Monika najzupełniej słusznie skłoniły ją do stwierdzenia: „Nie trafię do więzienia, tylko od razu do domu wariatów”. Szaleńcze wydarzenia, w jakie została wplątana mogłyby przyprawić o stan przedzawałowy ludzi o słabszym zdrowiu. Już przed zabójstwem jej życie nie było usłane różami. Olga Rudnicka zaprezentowała sceny z życia korporacji z różnymi typami osobników tam pracujących, nierzadko trudnych w codziennym pożyciu. W pamięci najbardziej utkwiła mi charakterystyka imprezy firmowej. O co w nich chodziło? „Upić się za nie swoje i zaliczyć co nie twoje”. Tego typu odzywek znalazło się w książce więcej. Autorka utrzymała swój dotychczasowy poziom. Było przezabawnie, intrygująco i interesująco przez wszystkie, prawie czterysta pięćdziesiąt, stron. Co można więcej napisać? Pozostaje tylko polecić sięgnięcie po „Diabli nadali”, bo naprawdę warto.
Po przeczytaniu ostatniego zdania pierwsze, co przyszło mi na myśl, że książka będzie kontynuowana. Niby wątek kryminalny został zakończony, ale… No właśnie niby. Poza tym ostatnia strona otwiera pole do popisu dla rozwoju wątku komediowego i romansowego. Biorąc pod uwagę powyższe oraz znając twórczość Olgi Rudnickiej uważam za wysoce prawdopodobne powstanie kontynuacji „Diabli nadali”. Jestem ciekawy czy moje przypuszczenia potwierdzą się. Pani Olgo, jeśli dotrą do Pani moje wątpliwości, proszę o odpowiedź. Uważam, że losy młodej sekretarki zasługują na kontynuację.
Przemysław Madaliński