Objawienie czy gniot?
Powieść Czarny Lampart, Czerwony Wilk ma szansę zostać jedną z najbardziej polaryzujących książek. Wystarczy przejrzeć komentarze w Internecie: tak dużego rozstrzału opinii nie widziałem już dawno. Dla jednych książka Marlona Jamesa to cudowna, odświeżająca przygoda, a dla innych obrzydliwa i nudna grafomania.
Jako że jestem samozwańczym królem wśród recenzentów, postanowiłem raz i na zawsze rozstrzygnąć ten spór.
Nowa odważna fantasy
Tropiciel ma doskonały węch, dlatego często wynajmuje się go do odnajdywania zaginionych osób. Tym razem mężczyzna dostaje zadanie odszukania pewnego dziecka. W tej sprawie nic nie jest takie, jakie się wydaje – dziecko zaginęło trzy lata temu, nie wiadomo kim tak naprawdę jest, ani kto je porwał. Mimo wątpliwości Tropiciel zgadza się przyjąć zlecenie i razem z dawnym przyjacielem Lampartem dołączyć do drużyny najemników.
Choć polski opis zdaje się sugerować co innego, Czarny Lampart... daleki jest od kolejnej klasycznej opowieści o drużynie nietuzinkowych śmiałków. Warto zaznaczyć, że książka Jamesa to żaden tam realizm magiczny, ale pełnokrwista powieść fantasy. Czarny Lampart... to przy tym jedna z najbardziej oryginalnych i nieprzewidywalnych książek w tym gatunku – przy czym nieprzewidywalność nie polega wyłącznie na tym, że co jakiś czas zginie postać, której śmierci się nie spodziewaliśmy.
Bez wątpienia największą siłą Czarnego Lamparta... jest niezwykły klimat. W książce Jamesa dawne afrykańskie mity ożywają na nowo, a czytelnik ma okazję stanąć oko w oko z bestiami, o jakich nawet nie śnił. Na pewno nie jest to żadna afrykańska Gra o tron – to są dwie zupełnie inne wizje fantasy, z ledwie kilkoma podobieństwami.
Zbyt brutalny świat?
Marlon James napisał powieść brutalną, ale nie szokującą czy obrzydliwą – nie ma mowy o epatowaniu przemocą czy szczegółowymi opisami mordów. Inna sprawa, że akurat w temacie seksu pisarzowi zdarza się przesadzać: w pewnej chwili odniosłem wrażenie, że świat Czarnego Lamparta... zamieszkują wyłącznie pedofile, a bohaterowie co chwila mówią o wyruchaniu kogoś – bo wyruchać to chyba jedno z najczęściej pojawiających się słów (oczywiście pytanie, ile w tym zasługi tłumacza).
Choć zarzuty o grafomanię są absurdalne, tak autorowi zdarza się faworyzować formę kosztem treści, co najlepiej widać w dialogach. Jednak tym, co może potencjalnie odstraszyć największą liczbę czytelników, jest tempo powieści. Takie książki jak Czarny Lampart... czyta się dla niezwykłego świata, a nie wciągającej fabuły. Jeśli lubicie fantasy pełne akcji i z czytelnie prowadzonym wątkiem głównym, to Czarny Lampart, Czerwony Wilk nie jest dla was.
Tak się łamie schematy
Światowa fantasy potrzebowała takiej książki, jak Czarny Lampart, Czerwony Wilk. Marlon James pokazał, że da się przełamać utarte schematy fantasy – zrobił to przy tym w sposób brawurowy. Nie martwcie się jednak, jeśli odrzuci was dzieło Jamesa – to naprawdę nie jest lektura dla każdego. Jeśli wolicie bardziej klasyczne podejście do gatunku, po prostu sięgnijcie po coś innego.