Mistrz opowiadań – Andrzej Pilipiuk powrócił z nową książką. Czarna Góra to dla mnie drugi zbiór jego opowiadań, z którym mam styczność. Wcześniej czytałem 2568 kroków, które de facto jest równie dobre.
Duży plus dla autora za nawiązanie do postaci znanych z poprzednich opowiadań np. do historii doktora Skórzewskiego, zanim został doktorem. Osobiście bardzo lubię retrospekcje w tym stylu, powroty do "znajomych twarzy". Książka liczy pięć opowiadań, z czego każde utrzymane jest w innej
atmosferze.
W pierwszym opowiadaniu poznajemy tytułową Czarną Górę – miejsce, gdzie według mapy na skrawku papieru znajduje się złoto, ale też miejsce, z którego nikt nie wraca żywy, a jeśli wróci to po to, aby po chwili wyzionąć ducha. Całość osadzona jest w carskiej Rosji na dalekiej Syberii, z polskimi katorżnikami w roli głównej.
Głównym bohaterem kolejnych dwóch opowiadań staje się polski znawca sztuki, a przede wszystkim, historii Polski – Robert Storm. Dwie różne sprawy, z czego pierwsza przypomina poszukiwania świętego Graala, kończące się na posterunku policji po owocnej akcji celników. Graal w tym przypadku jest statkiem Juliusza Verne’a, poszukiwanym w całej Europie przez miłośników jego sztuki. Jednak po drodze ślad się urywa...
Druga sprawa, którą zajmuję się Storm, będącą jednocześnie trzecim z kolei opowiadaniem, skupia się wokół poszukiwania ludzkich czaszek. Nie byle jakich! Są to czaszki władców ludów żyjących w przeszłości na ziemiach polskich. Jednak poznawanie lokalnego warszawskiego folkloru znajduje swój koniec na sali sądowej. Nasz bohater co rusz wpada w tarapaty, z których fartem, lub sprytem, udaje się mu wywinąć.
Przedostatnie opowiadanie ukazuje alternatywną rzeczywistość lat dwudziestych ubiegłego wieku. Carska Rosja ma się dobrze, Polska odzyskuje niepodległość, lecz chwiejąc się nogach. Piłsudski kończy jako inwalida, a Mościcki jako “atomowy detonator”. Całości dopełnia postać młodego
carewicza, którego życiu zagraża nieznana postać.
Na koniec przenosimy się do Wenecji. Tym razem bohater o polsko-włoskich korzeniach i zdolnościach paranormalnych, zmuszony przez nazistowskich oprawców do poszukiwania zaginionych utworów Vivaldiego, zabiera nas w świat fantastyki i weneckich legend, które okazują się prawdą.
Po przeczytaniu opowiadań Philipiuka wiem, że sięgnę po kolejne. Fabuła dobrze się trzyma i nie rozjeżdża, ma dobre tempo – nie przynudza pomimo wplecenia w opowiadania masy ciekawostek historycznych czy tłumaczenia zawirowań dziejowych. Takie ciekawostki to dla mnie ogromny plus, połączenie przyjemnego z pożytecznym. Czytając, czuję się jakbym oglądał dobry, lekki film przygodowy. Zdecydowanie polecam i czekam na więcej.