Literatura kobieca, czy raczej obyczajowa, ma to do siebie, że często porusza w nas szereg emocji. Najnowsza książka Katarzyny Kieleckiej Cytrusowy Gaj także od nich nie stroni. Mamy tu szeroki wachlarz emocji, ludzkich nieszczęść, ale także pewnego rodzaju labirynt, który początkowo dla czytelnika staje się niezrozumiały, jakby cała akcja działa się w odległej galaktyce. Autorka dozuje wszelkie informacje na temat bohaterów, próbuje w prosty i przejrzysty sposób pokazać ich w neutralnym świetle. Nie oceniając, a zarazem nie narzucając swojego zdania. Przez to początkowo nie mogłam się wgryźć w książkę, dopiero po kilkudziesięciu stronach, gdy poznałam bohaterów, zrozumiałam zarys całej fabuły. Mamy tu więc szczęśliwą parę narzeczonych, którzy są ze sobą od szczenięcych lat, a także długoletnią przyjaciółkę głównej bohaterki. Ludzkie nieszczęścia, kumulujące się na oddziałach onkologicznych, a także hospicjum, gdzie nie raz śmierć zapuka po cichu do dziecięcych drzwi.
Ta książka to przepiękna opowieść, powodujące ciarki na plecach, ale także potok łez, skłaniający do refleksji i zastanowienia się, czy nie warto docenić tego, co się ma? Często zapominając o takich prozaicznych i zwyczajnych rzeczach, jak rodzina, zdrowie czy też przyjaźń lub szczerość. Poznamy oblicza miłości, która czasem miewa odór alkoholu i potrafi kłamać. Niektóre tajemnice domowe, pozostają na długo tajemnicami, do czasu...
Cała książka porusza wszelkie emocje i czyta ją się jednym tchem. Bo przecież jeszcze jedna strona, jeszcze jeden rozdział, i tak aż do samego końca. Przyznaję, same zakończenie jest mocno krwiste, a także zaskakujące i z pewnością nie oklepane. Jest to jedna z książek kobiecych, wykraczających poza utarte schematy i ukazująca, że da się więcej, wystarczy chcieć. Nie brakuje w niej także ogromnej ilości humoru. Lektura z górnej półki!