Oj, cyberpunku będziemy mieć teraz pod dostatkiem, zgadnijcie dlaczego (podpowiedzią niech będzie rok 2077). I nie warto narzekać, cieszyć się trzeba, że gatunek podbudowany będzie nowymi historiami. A Andrzej Ziemiański, w najnowszej powieści Cyberpunk. Odrodzenie, oferuje coś nowego lecz w znanym czytelnikom, starym stylu.
Shey jest byłym policjantem. Śmiertelna choroba wyniszcza jego organizm, bez żadnej możliwości ratunku. Gdy dostaje możliwość powrotu na służbę, nawet jeżeli oznacza to wypad do Zakazanego Miasta, gdzie wśród gangów ukrywa się morderca, nie zastanawia się zbyt wiele. Napompowany lekami rozpoczyna wyścig z chorobą, korporacją oraz gangami.
Ziemiański nie ukrywa, że jego nowa książka jest do pewnego stopnia wariacją na temat Toy Wars i nie da się tego nie zauważyć. Warto jednak odnotować, że nowa, cyberpunkowa historia, szyta jest nićmi znacznie cieńszymi i mniej w niej czystego szaleństwa. Fabuła posuwa się ekspresowo, większość stron wypełniają żywe dialogi, a i nie brakuje silnej, centralnej postaci kobiecej. Czego jednak brakuje, to cyberpunku. Mamy wszystkie potrzebne elementy: są gangsterzy, modyfikowani wszczepami, jest złowroga korporacja, są neony i poskręcane kable. Ale obok każdego cudu techniki, jest ktoś, kto wciąż używa czegoś banalnie nam współczesnego, a główna oś fabularna to jednak kryminał. Wciąż jednak jest tutaj coś, co u tego autora lubię szczególnie: proste, ale genialne pomysły, które nie zawodzą i idealnie wpasowują się w tematykę, pokazując nowy, interesujący poziom modyfikacji, jakich można dokonać w człowieku.
Bohaterowie są tłem dla wydarzeń, a główna postać kobieca – Axel, jest nieco przerysowana (tj. momentami zbyt kobieca), co tworzy kontrast z jej działaniami, wspieranymi wojskowym implantem. Shey ze swoim partnerem Landonem odgrywają duet doświadczonego wygi i żółtodzioba hakera. Nie ma tu zbytniego rozwoju postaci, głębszego charakteru. Pozostałe znaczą niewiele i pokazują się na chwilę. Mamy tutaj jeszcze naszego Kitty, czyli ów wszczep, który sam w sobie jest bohaterem, a jego wewnętrzne rozmowy z Axel wprowadzają czasem przyjemny zamęt i dodatkową, figlarną. mniej lub bardziej, perspektywę.
Podsumowując, chciałoby się więcej. Chciałoby się dowiedzieć więcej o Zakazanym Mieście, widzieć więcej neonów, dowiedzieć się więcej o gangach, zajrzeć do korporacji. Przydałoby się dłuższe zakończenie zamiast telegraficznego skrótu. To jednak, że chce się więcej, nie znaczy, że to co jest, nie jest wystarczająco dobre. Nie jest to jednak Blade Runner ani Ghost in the shell. Warto dać Odrodzeniu szansę, jako lekkiemu akcyjniakowi, kryminałowi polanemu cyberpunkowym sosem. Szczególnie, jeżeli będzie to np. wstęp do gatunku.
Taki książkowy pierwszy wszczep.