Legenda ludowa to debiutancki i pierwszy tom cyklu Cuda Wianki Karoliny Derkacz. Jest to książka z pogranicza komedii i kryminału z elementami fantastyki zaczerpniętymi wprost z mitologii słowiańskiej i wierzeń ludowych. Takie połączenie od razu wzbudza ciekawość.
Wisłowice to mała polska sielankowa wieś o bliżej nieokreślonym położeniu, gdzie rytm wyznaczają pory roku i kościelne dzwony, jednakże o dosyć specyficznym profilu. Mieszkańcy równie mocno wierzą w nauki kościelne jak i w południce, czarty i biesy, po poradę medyczną chodzą do mieszkającej na skraju lasu Zielarki, a jedyną oznaką współczesności jest sprowadzony do wsi przez sołtysa – antychrysta, czarci wynalazek, jakim jest telefon. I mieszkańcom nie ma się co dziwić, telefon używany jest tylko w sytuacjach awaryjnych i zwiastuje nieszczęście. Pożar, wypadek czy inną krzywdę. Nikomu nie przychodzi nawet do głowy. żeby używać go do rozmów towarzyskich czy plotek, wszak poplotkować można pod sklepem albo kościołem.
Spokój szanowanej we wsi rodziny Sosnów, po dniu ciężkiej pracy, zakłóca właśnie dzwoniący telefon. Jak zwykle zwiastuje on potencjalne nieszczęście, zaginęła nastoletnia mieszkanka wsi – Angelika. Jej matka prosi Zbigniewa Sosnę o pomoc w poszukiwaniach. Zbigniew razem z sąsiadem i córką wybierają się na poszukiwania zaginionej. Dziewczyna zostaje odnaleziona w zagajniku niedaleko karczmy. Żyje, ale jest nieprzytomna, a według Braneckiego za atakiem stoi... wilkołak. Obrażenia pasują idealnie do tych opisanych w Bestiariuszu, który u siebie w domu posiada sąsiad Zbigniewa. Niedługo potem następuję kolejny atak, a bezradny sołtys musi prosić o pomoc miejskie organy ścigania, czym tylko wzmaga niezadowolenie mieszkańców Wisłowic. Do rozwiązania sprawy ataków, za którymi może czaić się wilkołak, oddelegowany zostaje niezwykle ekscentryczny komisarz Radzkin…
Karolina Derkacz w swojej debiutanckiej powieści bardzo zgrabnie połączyła wątek kryminalny, elementy ludowych wierzeń i fantastyki razem z nieco przerysowanym obrazem wsi wschodniej Polski. Autorka co prawda nie określiła w książce gdzie na mapie Polski znajdują się Wisłowice, jednakże sposób postępowania, czy niekiedy pokrętna logika działania pozwala mi się domyślić, że jest obszar pomiędzy Lubelszczyzną a Podkarpaciem. Sam pochodząc z podkarpackiej wsi dostrzegam pewne wzorce i podobieństwa. Obraz ten w książce jest nieco podkręcony i momentami wręcz absurdalny, ale mający jednak wiele punktów wspólnych, jak na przykład niewierzenie w zabobony, ale konsekwentne i niekiedy podświadome przestrzeganie ich. Akcja płynie wartko, główne postaci napisane są ciekawie i każda z nich ma swój niepowtarzalny charakter, a drugoplanowi bohaterowie będący mieszkańcami Wisłowic tworzą „kompetentne gremium” oceniające poczynania naszych bohaterów i doskonale oddają sposób postępowania z niejednej takiej małej społeczności w naszym kraju – „no bo co ludzie powiedzą?”. Jedyne „ale” można postawić przy ilości czasu zajmującej mieszkańcom wsi przemieszczanie się z miejsca na miejsce – albo Wisłowice są bardzo duże, albo mieszkańcy przemieszczają się bardzo powoli.
Podsumowując, Legenda ludowa to bardzo ciekawa pozycja, po którą warto sięgnąć, a autorka w mojej ocenie zaliczyła całkiem udany debiut, unikając dużych wpadek. Książkę czyta się przyjemnie i szybko i wszystko wskazuje na to że rodzina Sosnów będzie stanowić „bardziej cywilizowaną” i grzeczniejszą, ale wciąż konkurencję dla Jakuba Wędrowycza w tropieniu diabelskich pomiotów.