Miliony razy obiecuję sobie, że nie będę czytała serii, bo nie chcę się wciągać i być uzależniona od autora, czekać z zapartym tchem na kolejne części. I co? Nic z tego nie wyszło, ponieważ jak przeczytałam opis książki Sorayi Lane stwierdzilam, że muszę przeczytać Córkę z Włoch! To pierwsza część cyklu zaplanowanego aż na osiem książek i zatytułowanego Utracone córki. Już na wstępie muszę zaznaczyć, że lektura pochłonęła mnie na całe dnie i noce...
Akcja rozgrywa się w dwóch czasach, współczesnym, a także w latach przed i powojennych. We Włoszech w 1946 roku po kilku latach spotykają się przyjaciele z dzieciństwa – Estiee i Felix. Ona jest wziętą tancerką mediolańskiej La Scali, on pracuje w rodzinnej firmie wytwarzającej najlepsze słodycze we Włoszech. Kiedy dorastają, uświadamiają sobie, że uczucie ich łączące, to nie tylko przyjaźń. Sprawę komplikuje fakt, że chłopak jest od dziecka zaręczony z kimś innym. Czy zaryzykuje dla Estiee wszystko i przeciwstawi się rodzinie?
Współcześnie do Londynu wraca Lily. To świetna winiarka, która zdobywa doświadczenie na całym świecie. W domu znalazła dziwny list od kancelarii prawnej, dotyczący jej zmarłej babki. Okazało się, że była ona adoptowana, a wszelkie tropy właśnie prowadzą do Włoch. Przypadek? Nie sądzę. Współczesność przeplata się z przeszłością. Co z tego wyjdzie? Mogę tylko zdradzić, że bardzo ciekawa historia, do której trzeba przygotować wolny czas i chusteczki na otarcie łez.
Książka urzekła mnie nie tylko historią głównych bohaterów, ale także kolorytem Włoch. Czy to opis La Scali w Mediolanie, czy winnicy, wszystko zostało w taki sposób opisane, że przenosiłam się do tych widoków i ciepła. Może wpływ na mój odbiór ma też fakt, że pochodzę z miejsca, gdzie mamy mnóstwo winnic, a konkursy winiarskie czy kursy somelierskie są na porządku dziennym. Zatem widoki winogron, ich kolor jest mi bliski. Wszystko dopełniał smak win wytwarzanych przez Montinellich.
Od zawsze jestem zakochana we Włoszech więc każda książka, która przybliża mnie do ich poznania, jest dla mnie bardzo cenna. Perełką podczas czytania Córki z Włoch było odkrycie przeze mnie, że fakty związane z rodzinnym, cukierniczym biznesem Felixa, pokrywają się w dużym stopniu z firmą Ferrero, która produkuje właśnie Nutellę czyli czekoladę zamkniętą w słoiku (a to też była kość niezgodny między Felixem i jego ojcem).
Jak widać książka nasycona jest kolorytem, lokalnością z faktem w tle. To wszystko sprawiło, że czytałam ją z wielkim zachwytem, ale też podziwem dla autorki. Nie każdy przecież chce nam fundować tyle wspaniałości w jednej lekturze. Ja odnalazłam w niej siebie i wszystko to, co uwielbiam. Jest czekolada, wino, słońce więc czego chcieć więcej? Trochę w tym wszystkim gubią się jednka współcześni bohaterowie, szukają przeszłości, odnajdują miłość, ale czegoś mi w nich brakuje. Natomiast bohaterowie przeszłości są wykreowani w świetny sposób. Prawdziwi ludzie z krwi i kości, z wieloma pragnieniami, spośród których najważniejsze jest bycie ze sobą. W pewnym momencie wzbudzają żal, podejmując trudne dla siebie decyzje dla dobra innych. Pewnych zwrotów akcji się nie spodziewałam, dlatego też tak przyjemnie mi się czytało, z wypiekami i uśmiechem na twarzy.
Myśląc o Córce z Włoch widzę także różnice w pokazywaniu rodzin. Anglicy są powściągliwi, nawet w takich zażyłych relacjach, natomiast Włosi uznają za rodzinę nawet najbliższych znajomych, przyjaciół. Przyjmują ich z otwartymi ramionami i sercem. To niezwykle budujące czytać o takich relacjach. Od razu chce się zbudować też taki dom z szeroko otwartymi drzwiami.
Z powieścią Sorayi Lane spędziłam zaledwie dwa wieczory, ponieważ narracja prowadzona jest w tak sposób, że nie można oderwać się od tej historii. Rozdziały kończą się w miejscach kulminacyjnych i czytelnik chce więcej i więcej. Po skonczeniu lektury pozostaje niedosyt, że to już za nami, że coś się skończyło. Historia dwóch miłości, niezwykle różnych, ale przede wszystkim historia pokazująca jak przeszłość na nas wpływa, jak nasi przodkowie nas kształtują i że nie możemy wyprzecie się korzeni. Nawet nieznana nam rodzina oddziałuje na nas, ponieważ genów się nie oszuka.
Jak już wspomniałam Córka z Włoch to dopiero pierwsza część dłuższego cyklu. W przygotowaniu czeka Córka z Kuby. Nie mogę się już doczekać kolejnego przepięknego wydania i kolejnej historii.