Aidan Thomas to przystojny wdowiec, samotny ojciec trzynastoletniej córki i szanowany przez wszystkich obywatel lokalnej społeczności, który nikogo nie zostawi w potrzebie. To również seryjny morderca.
Choć motyw porwań jest chyba jednym z najbardziej wyeksploatowanych, to jednak nigdy się nie nudzi. Tutaj zaintrygowało mnie spojrzenie na głównego antagonistę i jego dualizm. Wszystkie jego maski i związane z nimi poczynania, śledzimy oczami związanych z nim kobiet: jego dziewczyny, córki, jedynej żyjącej wciąż ofiary, i tych już martwych. Postaciom zabrakło jednak głębi i charakteru, a ich motywy postępowania pozostały niejasne, zwłaszcza jeśli chodzi o głównego bohatera.
Mroczny, gęsty, niemalże klaustrofobiczny klimat jest na swój lepki sposób pociągający, stwarza tak niezbędne w tym gatunku napięcie, jednak tempo akcji snuje się powoli i nie spodoba się fanom większej dynamiki. Ta powieść jest też jednak jak gorzka pigułka, wywołuje wiele niepokojących emocji i skłania do niewygodnych rozważań na temat naszej egzystencji.