Południe Indii, nadmorska wioska, która dla turystów jest pięknym wakacyjnym kurortem, a dla tubylców miejscem bez perspektyw. Swojej przyszłości w niej nie widzą również tytułowi Cliffhangerzy, uważani przez miejscowych za gang i co chwila pakujący się w nowe problemy. Snują się po klifach, turystom sprzedają zioło, ale też ćwiczą z nimi swój angielski, którego znajomość mogłaby stać się ich przepustką do lepszego świata, i nie musieliby podzielić losu większości mężczyzn z ich miasteczka — jako niewiele zarabiający rybacy lub emigranci, wykonujący najcięższe prace na Bliskim Wschodzie. W sylwestrową noc na plaży zostaje zgwałcona Susan, brytyjska turystka. Podejrzenie pada na chłopaków z klifu.
Chłopaki z klifu nie są tylko opowieścią o młodych mężczyznach, którzy już poprzez urodzenie się w konkretnym miejscu, są pozbawieni perspektyw zawodowych. Jest to bowiem również powieść polityczna, w której Sabin Iqbal pokazuje napięcia pomiędzy różnymi grupami społecznymi i religiami. Cliffhangerzy, mimo iż ciągle są oskarżani przez policję o rozboje, gwałty, a nawet zabójstwa, sami uważają się za głos rozsądku w kakofonii społecznego szaleństwa. Ich prawdziwym zagrożeniem jest to, że nie należą do żadnej z nienawidzących się grup. Noszą muzułmańskie imiona, czasami chodzą nawet do meczetu, ale na tym kończy się ich religijność, przez co przez fundamentalistycznych muzułmanów są uważani za wysłanników szatana.
Chłopaki z klifu to bardzo udany debiut literacki Sabina Iqbala. Mimo niewielkiej objętości książki dostajemy bardzo szczegółowy obraz Kerali, stanu w południowo-zachodnich Indiach, gdzie życiu toczy się na styku ekstremistycznych prawicowych ugrupowań, pośród podziałów i ciągłych spięć, które tylko czekają, żeby wybuchnąć.