Dziwnie się czyta Chiny 5.0 w czasach, gdy koronawirus hula po świecie. Wszystko przez to, że gdy niemiecki dziennikarz Kai Strittmatter pisał swoją książkę, państwo rządzone przez komunistyczną partię i Xi Jinpinga miało się doskonale. A teraz? Co prawda nie wiadomo jeszcze, jak bardzo wirus zdewastuje chińską gospodarkę, ale na pewno mocarstwowe zapędy ChRL zostaną nieco przystopowane.
Morał? Spieszmy się wydawać i czytać książki, bo tak szybko mogą się zdezaktualizować. Czy mimo to Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura nadal ma czytelnikowi coś do zaoferowania?
Wbrew temu, co może sugerować tytuł, Chiny 5.0 nie są wyłącznie opowieścią o technologii w służbie zamordyzmu. Ba, rozdziały poświęcone cyfrowej rewolucji nie zajmują nawet połowy książki. Strittmatter stara się raczej przedstawić działanie chińskiej dyktatury na wielu poziomach: od tradycyjnej propagandy, poprzez konsekwencje powrotu do kultu jednostki czy reaktywowania idei marksistowskiej, po próbę zastraszania przez ChRL zagranicznych przedsiębiorstw.
Przy okazji reporter stara się zwalczyć wiele popularnych mitów związanych z Chinami. Do Chińczyków nie pasuje demokracja? A Tajwan? Czy tam nie ma doskonale funkcjonującej demokracji? Poza tym, skoro obywatele ChRL mogli przyswoić sobie zachodni model życia i filozofię Niemca Marksa, to czemu akurat idea wolności miałaby być dla nich nieprzystępną? Jednocześnie Strittmatter przypomina, iż wprowadzenie kapitalizmu wcale nie oznacza, że państwo na pewno stanie się w pełni demokratyczne.
Opowieść Strittmattera o współczesnych Chinach jest spójna i logiczna, napisana z publicystycznym zacięciem, charakteryzującym zaangażowanych społecznie dziennikarzy. Niemiec nie ukrywa swoich poglądów, w tym silnej niechęci do prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa. Strittmatter to zwolennik liberalnej demokracji pełną gębą i właśnie z tej perspektywy ocenia to, co dzieje się w ChRL. To akurat duża zaleta, bowiem w Polsce wciąż jest spore grono osób, które traktują Chiny jako prawdziwie wolny, kapitalistyczny raj. Może Chiny 5.0 otworzą niektórym ludziom oczy – o ile oczywiście książka nie zostanie przez takich delikwentów wyśmiana jako element lewackiej poprawności politycznej.
To, co w Chinach 5.0 nie zagrało, jest równocześnie dość charakterystyczne dla tego typu publikacji. Książka jest dosyć ogólna, i jeśli ktoś na bieżąco czytał artykuły o dyktaturze chińskiej partii, to z Chin 5.0 nie dowie się niczego nowego. Strittmatter co najwyżej zbiera w jednym miejscu i porządkuje wiedzę o współczesnej ChRL. Irytują też liczne powtórzenia; gdy po raz kolejny musiałem przeczytać tak samo sformułowane ostrzeżenie o tym, jak niebezpieczny jest Xi Jinping i jego polityka, myślałem tylko: OK, zrozumiałem za pierwszym razem.
Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura to przyzwoita pozycja, dająca wgląd w dyktaturę Chińskiej Republiki Ludowej na 5 minut przed pandemią. Po lekturze książki Kaia Strittmattera warto samodzielnie wysnuć wnioski, co też czeka ChRL po zwalczeniu COVID-19.
Czyżby władza komunistów miała się ku końcowi?