Topor pisząc swojego „Chimerycznego lokatora” zdecydowanie był w formie, trzeba mu to przyznać. Znany ze swojego czarnego humoru, fatalistycznych wizji i mrocznych historii i tym razem nie zawiódł. Jest to książka niepokojąca, a niepokój piętrzy się tu strona po stronie, by w końcu eksplodować w finale opowieści. Pierwszym skojarzeniem, jakie nasunęło mi się automatycznie w trakcie lektury to aura podobna tej, jaką w swojej „Zbrodni i karze” nakreślił Dostojewski. Poczucie zagrożenia, marności ludzkiej egzystencji i wiecznie czyhającego za rogiem niebezpieczeństwa. Tu, rzecz pozornie błaha i bez znaczenia, a mianowicie wynajęcie mieszkania przez nowego lokatora, urasta do rozmiarów niebotycznej intrygi. Wszystko przez to, że pozostali lokatorzy kamienicy do której wprowadza się Trelkovsky, nie są dobrym materiałem na sąsiadów. Okazuje się, że uwielbiają manipulować ludźmi, sterować ich zachowaniem, kreować ich lęki i obawy. Jednocześnie odcinają ofiarę od jej dotychczasowej przeszłości, w tym wypadku symbolicznie kradnąc walizki z całym dotychczasowym dobytkiem głównego bohatera tajemniczej intrygi. Powieść pełna jest niewyjaśnionych zwrotów akcji i symboli, takich jak ukryte w ścianie zęby, dwuznaczna postać Stelli czy choćby tajemnica toalety na którą wychodzą okna mieszkania Trelkovsky’ego, a w której dzieją się rzeczy co najmniej dziwne.
Czy samobójstwo poprzedniej lokatorki to na pewno przypadek? Czy ta makabryczna sprawa ma się jeszcze powtórzyć? I najważniejsze – czy Trelkovski powinien zacząć się bać? To pytania, na które czytelnik szuka odpowiedzi razem z zainteresowanym, do końca nie dowiedziawszy się gdzie leży prawda. Spisek sąsiadów czy obłęd nowego lokatora? Sprawa do ostatniej kropki pozostaje otwarta, więc każdy sam musi znaleźć rozwiązanie tej zagadki….
Przywarł twarzą do okna. Wówczas, jak gdyby wyczuła jego obecność, zwróciła powoli twarz w jego stronę. Jedną ręką zaczęła odwijać zasłaniający ją bandaż. Odsłoniła tylko dolną połowę twarzy do podstawy nosa. Ohydny uśmiech rozszerzył jej usta. Nie poruszyła się więcej. Trelkovsky dotknął ręką czoła. Chciał oderwać się od spektaklu widzianego w okienku. Lecz nie miał na to siły. Simone Choule znowu się poruszyła. Żaden z jej ruchów, gdy się podcierała, a potem spuszczała wodę, nie uszedł uwagi Trelkovsky-ego. Widział, jak się ubiera i wychodzi. Dopiero wówczas udało mu się odwrócić. Skończył się rozbierać, lecz place mu drżały, gdy rozpinał koszulę. Musiał ją pociągnąć, aby się jej pozbyć. Rozdarła się z ponurym trzaskiem. Nie zauważył tego. Myślał tylko o scenie, którą przed chwilą ujrzał. Wzburzył go nie tyle widok ducha Simony Choule, gdyż domyślał się, że było to przewidzenie spowodowane gorączką, lecz dziwne uczucie, którego doświadczył, patrząc na nią. Przez kilka sekund miał wrażenie, że przeniósł się do ubikacji i stamtąd patrzy na okno swojego mieszkania. Widzi tam rozpłaszczony na szybie nos, mężczyznę do złudzenia podobnego do siebie, z oczyma rozszerzonymi strachem.
Topor raczej nie należy do pisarzy łatwych i przyjemnych, stąd „Chimeryczny lokator” w oczywisty sposób nie jest lekturą lekką. Wywołuje jednak pewnego rodzaju emocje, których trudno się pozbyć jeszcze długo po skończeniu lektury, a przecież chyba właśnie o to w literaturze chodzi. Rzecz o tyle warta uwagi, że na podstawie książki Roman Polański nakręcił w 1976 roku swojego słynnego „Lokatora”. Zakładam, że większość z czytających ten tekst widziała już film, być może nawet kilkakrotnie. Tym bardziej pora na powieść i porównanie literackiej oraz filmowej wizji. Warto.
Anna Solak