Pewien pan, w średnim wieku, zawsze pod krawatem wdarł się do kanonu literatury niechcący, jakby przypadkiem, ot tak po prostu słysząc głosy. Z mediolańskiego mieszkania co niedziela wyprawiał na zakupy do galerii handlowej rodzinę, sam zamykał się w pracowni, by rozpocząć, jak to mówił, seans spirytystyczno-artystyczny. Zamiast wypowiadania magicznych formułek, czy chwytania się za ręce ściągał z najwyższej szafy maszynę do pisania, dotykał opuszkami zakurzonych klawiszy i nadstawiał ucha. Pojawiali się szepcąc mu w typowym dla miasta Sforzów lombardzkim dialekcie krótkie historie, o sobie i im podobnych. Kiedy odeszli na dobre, pan pisarz, w średnim wieku, zawsze pod krawatem był już jedną nogą w historii europejskiej literatury.
Blisko 40 lat później, w pewnym kraju dalekim słońcu południa do rąk czytelników trafiły wreszcie przełożone na polski teksty Giorgio Manganelliego. Sto mini(o)powieści składających się na Centurię to zaproszenie do świata zwykłych, a nieraz wręcz nadzwyczajnych w swej zwykłości jednostek przeżywających niecodzienne przygody i rozterki, często wyimaginowane, podszyte absurdem, ale też egzystencjalnym lękiem.
Pewien pan, który zna łacinę, ale nie zna greki, chodzi po domu i czeka na telefon. W rzeczywistości nie wie, na jaki telefon czeka ani czy telefon w ogóle zadzwoni. Przypuszczając, że żadnego telefonu nie będzie, nie wie, co to ma znaczyć. Z pewnością oczekuje telefonów od osób mających bliższy związek z jego życiem. Są telefony, których się boi. ( …)
Pewien pan skrupulatny, lecz trochę roztargniony otrzymał pewnego dnia list, którego istotnie oczekiwał od dawna. List przyszedł z Biura Egzystencji i donosił mu z lakoniczną uprzejmością, że wkrótce dostanie deklarację istnienia. A zatem powinien się przygotować do zaistnienia w krótkim czasie. Wiadomość ucieszyła go, ale nie zrobił nic, bo od dawna już poczynił wszystko, co niezbędne, by zacząć istnieć w każdej chwili po uprzednim zawiadomieniu czy bez niego. W stanie lekkiej euforii na myśl o zaistnieniu uznał moment, w którym się znalazł, ową lukę między istnieniem a nieistnieniem, za rodzaj wakacji; ponieważ nic mu się nie mogło przydarzyć, zanim nie zacznie istnieć naprawdę…
Gdyby ktoś szukał dowodu, który potwierdzi sens istnienia Państwowego Instytutu Wydawniczego – Centuria śmiało może być przytaczana jako dowód koronny. Niezapomniwszy o prześwietnej przeszłości wydawnictwa, o seriach takich jak ceramowska czy Biblioteka Myśli Współczesnej, my Czytelnicy możemy patrzeć śmiało w przyszłość, albowiem PIW to nie skamielina, to nie muzealna instytucja, to wciąż prężnie działające wydawnictwo, które potrafi wydobywać perły pisarstwa. 100 krótkich powieści rzek na 70 lat PIW-u. Gorąco polecam.