Zacznę od końca. W jednym z ostatnich rozdziałów Kara Swisher skupia się na sylwetkach kilku pozytywnych bohaterów świata technologii – poważnych, zdolnych do refleksji, liderów. Ludzi unikających pułapki czarno-białego myślenia, nie popadających przy tym w bezbarwność – w ich myśleniu widać wiele kolorów i odcieni. Poważnie podchodzą do odpowiedzialności za wdrażanie produktów technologicznych. Kiedy popełniają błędy, przyznają się do nich, a kiedy widzą nadużycia, zgłaszają je. Jak bardzo kontrastują z przeważającą częścią branży, co od wielu lat obserwuje i komentuje autorka, możemy przeczytać w „Burn Book. Technologia i ja: Historia miłosna”.
Dla polskiego czytelnika, szczególnie spoza branży, to postać enigmatyczna. Kara Swisher w 1999 r. uznana została przez magazyn „Industry Standard” za dziennikarkę, która w największym stopniu wpływa na opinię publiczną w sprawach przedsiębiorczości internetowej. Jako jedna z pierwszych zajęła się opisywaniem sektora technologii cyfrowych, dostrzegając w nim potencjał szybkiego rozwoju i związane z tym nieskończone możliwości. Istotą sprawy był postęp cyfryzacji prowadzący do jej dominacji w różnych obszarach życia. Jej teksty wywołują kontrowersje, które skłaniają ludzi do zmiany sposobu myślenia. Przez jej opowieści o spotkaniach z gigantami rynku, dobitnie przebijają rozmyślania nad barierami ochronnymi, których jako konsumenci usług cyfrowych powinniśmy domagać się na każdym niemal kroku. Technologia wykorzystywana w pogodni za zyskami i władzą, nigdy bowiem nie będzie sprzymierzeńcem szarego człowieka.
Choć wydźwięku „Burn Book” nie sposób zaliczyć do kategorii „Najbardziej optymistycznej książki roku”, Swisher ma unikalny dryg do opowiadania, jej bogaty zasób anegdot z spotkań z ludźmi z Doliny Krzemowej, sprawia, że książka czyta się sama. A mrowienie niepokoju z tyłu głowy w trakcie lektury i po niej, gwarantuje, że na długo pozostanie z czytelnikiem.