Kto w dzisiejszych czasach darzy estymą język łaciński? Rzecz jasna filologowie klasyczni. Wśród lekarzy, prawników czy historyków (poza specjalistami z zakresu Antyku, Średniowiecza i historii Kościoła) znajomość łaciny ogranicza się zaledwie do wybranych sentencji lub terminologii zawodowej, a na wyższym poziomie opanowali ją nieliczni. Większość zapewne wspomina naukę języka starożytnych Rzymian jako koszmarny przedmiot nie wiadomo do czego potrzebny. Tymczasem Stanisław Tekieli, absolwent orientalistyki na Uniwersytecie Warszawskim i w Pekinie, dzieli się swą wiedzą i pasją do łaciny (wykształconymi w życiu dorosłym) w internecie oraz w dwóch wydanych przez Poradnię K książkach: „Burdubasta” i „Burdubasta bis”. Do moich rąk trafiła druga część. Pierwszej nie czytałem. Zapoznając się z osobą autora przypomniał mi się Reginald Foster – wieloletni papieski latynista, nauczyciel i propagator języka łacińskiego, któremu John Thavis poświęcił rozdział w „Dzienniku watykańskim”. Obaj panowie zapewne przypadliby sobie do gustu w kwestiach językowych. Od tego amerykańskiego duchownego dowiedziałem się, że nawet biskupi nie grzeszą znajomością oficjalnego języka Watykanu.
Poszczególne rozdziały otwierały humorystyczne wierszyki, w które wpleciono łacińskie przysłowia, zwroty i terminy. Łącznie w całej książce znalazło się ich kilkaset. W odróżnieniu od pierwszej części pochodzą one nie tylko ze Starożytności, ale i czasów nam bliższych. W każdym rozdziale napotkałem wiele łacińskich wyrażeń oraz informacji o okolicznościach ich powstania. Dzięki takiemu ujęciu pojawiły się licznie wiadomości z zakresu kultury (zwłaszcza literatury) oraz historii antycznej i nie tylko. Niektóre dotyczyły Polski. Dowiedziałem się m.in., że niejaki Michał Boym, polski jezuita ze Lwowa, był misjonarzem w Państwie Środka w XVI wieku. Wiadomo, że na Antyku kariera łaciny nie zakończyła się, choć w kolejnych wiekach jej znajomość ograniczała się do coraz mniejszej grupy ludności. Stopniowe zamieranie nie oznaczało braku modyfikacji, np. znane dziś terminy a priori oraz a posteriori uzyskały obecne znaczenie dzięki Immanuelowi Kantowi. Z kolei nasza żmija wyhodowana na piersi wyewoluowała z rzymskiej żmii karmionej pod pachą.
„Burdubasta bis” liczyła mniej niż sto stron (z indeksem i spisem treści). Wydano ją w twardej oprawie na kredowym papierze, a uzupełniono rysunkami. Byłem w stanie przeczytać ją w niecały wieczór, ale uznałem, że nie warto się spieszyć. W końcu nie miałem do czynienia z kryminałem, którego zakończenie chciałbym jak najszybciej poznać, by zweryfikować swoje przypuszczenia odnośnie zabójcy. Chciałoby się co nieco z tej łaciny jednak zapamiętać, a opanowanie kilkuset słów i zwrotów w jeden wieczór było niewykonalne. Dlatego też postanowiłem powracać do niej. Potraktowałem ją także po trosze jako punkt wyjścia do poszerzenia wiedzy na temat twórców antycznej literatury. Na kartach książki pojawiły się osoby nie występujące w podręcznikach szkolnych lub na ich marginesach. Podczas lektury przyszło mi na myśl, czy nie sięgnąć po „Literaturę Greków i Rzymian” Zygmunta Kubiaka lub inną pozycję poświęconą temu zagadnieniu.
„Burdubasta bis” okazała się zdecydowanie ciekawsza niż tradycyjne zbiory łacińskich sentencji. Wynikało to z celu, jaki przyświecał autorowi. Aby człowieka do czegoś zachęcić, należy nadać temu atrakcyjną i łatwo przyswajalną formę, przynajmniej na dobry początek. Jerzy Bralczyk rekomendował recenzowaną pozycję jako książkę dla erudytów. Oczywiście nie tylko oni mogą po nią sięgnąć, choć im lepsza znajomość łaciny i kultury antycznej, tym większa radość z lektury. Jednak znając 10-20% treści łacińskojęzycznych też można się przy niej dobrze bawić, ponieważ wszystkie obce słowa zostały przetłumaczone. Niektóre przywołane postaci nie zostały objaśnione w przypisach, w związku z czym osoba mniej oczytana będzie zmuszona skorzystać z różnych źródeł wiedzy. Tym samym poszerzy swoje horyzonty o elementy języka łacińskiego oraz znajomość antycznej kultury i jej ważniejszych przedstawicieli (także posługujących się klasyczną greką). Generalnie rzecz ujmując, Stanisław Tekieli wykonał rzetelną robotę i zachęcił mnie do sięgnięcia po pierwszą część.
Premysław Madaliński