Postawmy sprawę jasno – swego czasu każda dziewczyna kochała się w Daimonie Freyu. Nie ma innej możliwości. Potem, na całe, niezmiernie długie lata, wielbicielki Tańczącego Na Zgliszczach musiały iść na przymusowy odwyk. Ale koniec męki! Abaddon powrócił. Tym razem na kartach Bram Światłości. Fakt, że przy okazji jego niebiańscy kumple znaleźli się w poważnych tarapatach, jest naprawdę sprawą drugorzędną.
Każdy, kto poznał wcześniej przygody bohaterów tej serii książek Mai Lidii Kossakowskiej doskonale wie, że Archaniołowie mają kłopoty. Dlaczego? Ponieważ nagle, z dnia na dzień, Jasność zniknęła. Nikt nie wie dlaczego, gdzie jest i czy kiedykolwiek powróci. Gabriel i spółka muszą więc robić dobrą minę do złej gry i walczyć o utrzymanie ładu i pokoju na świecie, jakkolwiek górnolotnie to brzmi. Tymczasem jednak, jedna ze świetlistych imieniem Sereda oznajmia nagle, że w Strefach Poza Czasem napotkała na emanację Jasności. Królestwo organizuje więc trzymaną w tajemnicy ekspedycję, na czele której (niechętnie) staje Daimon, by sprawdzić, czy anielica ma rację.
W telegraficznym skrócie tak właśnie przedstawia się fabuła najnowszej powieści Kossakowskiej. Wydaje się, że to niewiele, prawda? Ot – mamy plotkę, że gdzieś tam daleko pojawiła się Jasność, więc niebiańska delegacja jedzie sprawdzić, ile jest w niej prawdy. I może gdyby taką historię opisał ktoś inny, wyszłaby z niej mierna opowiastka. Bramy Światłości zostały jednak napisane przez autorkę, która w kategorii spisywania fantastycznych wędrówek ma najczarniejszy z możliwych pasów.
W tej powieści jest wszystko. Macie ochotę na fantastyczne zwierzęta? Nie ma sprawy. Wolelibyście nieco więcej turpizmu i bardzo plastycznych opisów wielu ochydztw? To też da się załatwić. Kossakowska wyprowadza swojego czytelnika z bram pałacu, w którym urzęduje Gabriel. Znajoma sceneria zanika, a w jej miejsce dostajemy totalną jazdę bez trzymanki po najbardziej odjechanych krainach. A to dopiero przedsmak Stref Poza Czasem.
Ale w Bramach Światłości jest też wszystko to, za co czytelnicy pokochali serię o Zastępach Anielskich. Niesamowita przyjaźń pomiędzy grupą mężczyzn, która (choć wystawiana na wiele prób) nadal trwa i się umacnia za każdym razem, gdy świetliści stają przed jakimś wyzwaniem. Jest też charakterystyczny dla prozy Kossakowskiej humor, który na pewno rozpozna każdy wielbiciel jej powieści. Z kolei ci, którzy wcześniej nie znali twórczości pisarki, zapewne z miejsca go polubią. No i jest Daimon (tu autorka recenzji puszcza oko do wszystkich, którzy wiedzą, co ma na myśli).
To,w jaki sposób Maja Lidia Kossakowska odtwarza kolejne krainy, do których trafiają bohaterowie tej książki, zasługuje na osobną recenzję. Warto jedynie zaznaczyć, że Bramy Światłości czyta się z wypiekami na twarzy głównie ze względu na to, w jaki sposób opisane zostały miejsca, która odwiedza ekspedycja zorganizowana przez Gabriela.
W Bramach Światłości nie ma się do czego przyczepić. Jest wspaniała historia, wyraziści bohaterowie, świetny warsztat autorki i niezwykła konsekwencja w prowadzeniu fabuły przez kolejne tomy. Miejmy nadzieję, że na nastepny nie będziemy musieli czekać kolejnych sześciu lat