Bóg nosi dres. Piotr Sender. Replika 2011
Sender debiutantem nie jest. Publikował już wcześniej swoje opowiadania, założył czasopismo literacko – kulturalne Doza. Interesuje się głównie fantastyką i w tym kierunku podąża. Jego Bóg nosi dres jest zatem debiutem jedynie o tyle, o ile wpisuje się w zupełnie inny gatunek prozy. Surowy, gorzki, ironiczny. Odwagi w konstruowaniu rzeczywistości i bujnej wyobraźni autorowi odmówić nie sposób, zabrakło jednak polotu w samym procesie pisania.
Książka jest historią pewnego Dresa, studenta politechniki po godzinach namiętnie ,,pakującego” z kumplami
w prowizorycznej siłowni albo melanżującemu na mieście
z paczką (co najmniej) dziwnych znajomych. Ma dziewczynę – Nati, której jedynym zmartwieniem są nienaganna fryzura
i równomierna opalenizna z osiedlowego solarium. Cóż, imię zobowiązuje. Poza tym Dres żyje z dnia na dzień, pomaga chłopakom z osiedla a nawet rozwiązuje zagadkę brutalnego napadu na najlepszego przyjaciela.
Ta część książki jest niestety dość banalna i płytka. Najlepsze fragmenty to te, w których autor stosuje retrospekcję, by wyjaśnić co ukształtowało jego bohatera. Patologiczna rodzina, wiecznie pijani rodzice, samotność i poczucie inności.
I tajemniczy starzec - Emmanuel, który zajął się chłopcem
w odpowiednim momencie jego życia i wyciągnął z domowego piekła. To właśnie tytułowy Bóg w dresie, którego chłopak niestety zawiódł: Gdy umierał Emmanuel, ja piłem i uprawiałem seks. Kiedy umarł, byłem nawalony w trzy dupy, a mój członek prosił, żeby ktoś go zabrał zdala ode mnie i kobiet. Czyta się to płynnie, ale jest to zasługa raczej zwykłej ludzkiej ciekawości (Co też jeszcze przydarzy się tytułowemu Dresowi?) aniżeli pochłaniającej narracji.
Plus za to, że Sender nie boi się dosłowności i realistycznych opisów brutalnej rzeczywistości w której przyszło się obracać jego bohaterowi: Łapie mnie nagle potężny wkurw. Nawet odlać się nie można! Podchodzę do pisuaru, rozpinając w drodze rozporek i wyjmując fujarę po czym sikam. Myślę o tym, że jestem tu sam i w połączeniu z alkoholowym rozluźnieniem jakoś idzie. Zresztą, mocno mi się chciało. Typ w dredach krzyczy i wierci się, gdy sikam na jego nabrzmiałą pałę. Leję na jego spodnie, ręce, bluzę i aparat. Laski przestają stękać i zamierają w pozycjach do porno zdjęcia; z interesami w buzi i między nogami. Kończę, zapinam rozporek i zataczając się wychodzę z łazienki (...), oraz za oryginalne poczucie humoru: Nie myję łap bo po co to robić, jak i tak wrócę do domu i umyć się będę musiał cały?.
Minus, za nieco toporną historię, łudząco przypominającą "Wojnę polsko-ruską" Masłowskiej.
Anna Solak
