Marek Olszewski jest pracownikiem spółdzielni mieszkaniowej. Jego zajęcia rzadko wykraczają poza utartą rutynę. Pewnego dnia przełożony zleca mu zajęcie się sprawą porzuconego na terenie osiedla samochodu. Szybko okazuje się, że bagażnik starego mercedesa skrywa makabryczną zawartość... Marek, przy pomocy swojej przyjaciółki Pauliny, postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczego auta i odnalezionych w nim szczątków. Policyjne śledztwo prowadzi bezkompromisowy i cyniczny komisarz Zawadzki. Niebawem Marek i Paulina trafią na trop prowadzący do wydarzeń z połowy lat osiemdziesiątych. Czy uda im się rozwikłać zagadkę bestialskiego mordu? Jak daleko sięgać mogą ramiona zemsty?
Katowice w całej swej krasie. Miasto łączące historię z teraźniejszością. Pełne urokliwych zakątków i brudnych zakamarków. Niejednoznaczne. Zmienne. Żywe. Piotr Żymełka w swojej książce ukazuje nam Katowice kiedyś i teraz. Miasto sprzeczności. Fabuła Błogosławionych... toczy się na dwóch planach czasowych. Wydarzenia współczesne przeplatane są z tymi, które rozgrywają się w 1985 roku. Autor umiejętnie przeplata te dwie płaszczyny dozując czytelnikowi informacje i sprawiając, że zagadka kryminalna przez cały czas pozostaje frapująca. To, gdzie toczy się akcja powieści, jest bardzo ważne. Żymełka bowiem zabiera nas na spacer ulicami swojego miasta, prezentując mnóstwo nieznanych ciekawostek z jego historii. Sprytnie wplecione w fabułę dodają jej smaku. Intrygują i sprawiają, że mamy ochotę zobaczyć te miejsca na własne oczy. Doceniam pisarzy, którzy przedstawiają swoje regiony nie koloryzując ich. Potrafią ukazać je oczami mieszkańca kochającego swoje miasto i chcącego się tym uczuciem podzielić. Bez zbytniej przesady, bez dogmatyzowania i kolorowania. Świetny portret Katowic i masa ciekawych anegdot.
Znudzona wszelkiej maści policjantami, z którymi zawsze w literaturze jest coś nie tak, z ulgą przeczytałam książkę, w której śledztwo prowadzi dwójka amatorów. Owszem, jest i komisarz, ale na tyle dobrze sportretowany, że nie wzbudza odruchów wymiotnych. Marek i Paulina, zwyczajni, niewyróżniający się wybitnymi cechami przyjaciele, są doskonałą odpowiedzią na tych wszystkich zmurszałych i intelektualnie zamroczonych detektywów znanych nam ze współczesnej literatury.
Rewelacyjnie wykoncypowana historia. Piotr Żymełka odrzucił wszelkie schematy. Napisał powieść całkowicie po swojemu, nie bacząc na utarte szlaki jakimi biegnie literatura kryminalna. Intrygująca zagadka, niewyjaśnione morderstwa, niebanalni bohaterowie i śledztwo idące zupełnie zaskakującymi drogami. W czasach, gdy coraz częściej od kryminału uciekam, otrzymałam książkę, która pozwoliła mi uwierzyć, że ten gatunek nie został jeszcze ostatecznie wyeksploatowany. Żymełka serwuje historię, która mogłaby wydarzyć się w naszym prawdziwym życiu. Kreuje postaci pełne naturalnego charakteru. Prowadzi nas w mroczne zakątki historii Polski. A nade wszystko zmusza do przemyślenia swoich poglądów. Czy każdy winny zbrodni zasługuje na sprawiedliwy wyrok? I czymże właściwie jest sprawiedliwość wobec tragedii, która niszczy życie kilku osób? Im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym bardziej czujemy, że to, co wydawać może się łatwe, wcale takim nie jest. Żymełka wodzi czytelnika za nos, nie serwuje prostych rozwiązań, skłania do dyskusji.
Powieść utrzymana w klasycznym stylu. Jest morderstwo, jest śledztwo, jest wiele nieoczywistych poszlak. I rozwiązanie, które sprawia, że nic już nie pozostaje takie samo. Bardzo dobrze oddany klimat PRL-u, co również nie jest częste. Piotr Żymełka włożył dużo pracy w to, by lata osiemdziesiąte ukazać we właściwym dla nich kolorycie. Wyszło szczerze i wiarygodnie.