Znakiem naszych czasów jest fakt, że o wielu książkach dowiadujemy się dopiero w momencie ich ekranizacji, tak było też w przypadku Bielma Louisa Bayarda. Powieść napisana została w 2006 roku, jednakże wydano ją u nas właśnie teraz przez wzgląd na film z Christianem Bale'em i Gillian Anderson w rolach głównych.
Augustus Landor, legenda nowojorskiej policji, ma za zadanie przeprowadzić dyskretne dochodzenie: kto skradł serce (w dosłownym tego słowa znaczeniu) młodemu kadetowi, który kilka godzin wcześniej popełnił samobójstwo? Akademia Wojskowa w West Point nie życzy sobie skandalu. W śledztwie pomaga Edgar Allan Poe młody żołnierz, nawiedzony poeta ze skłonnością do alkoholu i mroczną przeszłością.
Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to język — subtelnie nawiązujący do lat, które opisuje, jednak klarowny i zrozumiały, bogaty we wszelkiego typu ozdobniki stylistyczne. Dzięki temu lektura jest dużą przyjemnością, ale i zabiera więcej czasu. Jeśli chodzi o intrygę kryminalną, to jest ona najwyższych lotów, a prowadzenie akcji i jej zwroty rozbudzają naszą ciekawość. Samo śledztwo dopasowane jest do możliwości tamtego okresu, a największą bronią zdają się być inteligencja, spostrzegawczość i dedukcja.
Jednak na największe uznanie zasługuje kreacja bohaterów. Emerytowany glina, wdowiec, ceniący ciszę, spokój i zimne piwo oraz jego nieoczekiwany pomagier, młody Poe, artysta z przeszłością, również niestroniący od trunków. Czujemy do nich natychmiastową sympatię i chcemy towarzyszyć im w kolejnych etapach dochodzenia.
Bielmo to kryminał retro w najlepszym stylu.