Józef Hen to twórca, którego nie trzeba przedstawiać miłośnikom literatury. Jeden z ostatnich, wielkich świadków trudnej historii minionego wieku, w 1989 roku opublikował znakomicie przyjęte dzienniki Nie boję się bezsennych nocy. Nastało nowe stulecie, a wydawane dotąd wspomnienia i obserwacje Hena nie przestają zachwycać.
Bez strachu. Dziennik współczesny formalnie obejmuje zapiski z lat 2018–2020, choć fani pisarza znajdą w nim co rusz zachwycające wycieczki w przeszłość. Dlatego nad kolejne relacje ze spotkań autorskich, wywiadów radiowo-telewizyjnych czy refleksje znad codziennej prasy, przekładam powroty do dni i nocy sprzed kilku dekad. Autor wywołuje z zakamarków pamięci wydarzenia, osoby, lektury, które nie chcą ulecieć w zapomnienie. Nie stroni przy tym od cytowania samego siebie, od uzupełniania dawnych obserwacji o te współczesne. Ciekawie wypadają zwłaszcza powroty do książek już przeczytanych, niedoczytanych, zarzuconych w lekturze, nieraz napisanych przez siebie.
"Robiłem ostatnio korektę książki o Boyu Błazen - wielki mąż i uderzyło mnie to, że Boy jako pisarz (człowiek z piórem w ręku, jak się raz o sobie wyraził) przyjął, że ciążą na nim pewne obowiązki (...) pisze, o roli jaką ma. (...) Przychodzi mi na myśl, że czegoś takiego we mnie nie ma: ja nie odczuwam obowiązku <spełniania misji>. Wyrażam siebie. Co zresztą postulował na początku lat dwudziestych sam Boy: obowiązkiem pisarza jest przede wszystkim <wyrażać ludzką treść własną>. Nie mam, oczywiście, nic przeciwko temu, ażebym wyrażając siebie, kogoś przy okazji przekonał, coś wyprostował, naprawił- ale mimochodem. Nie jestem dziedzicem Żeleńskich z Żelanki. Przypomnę to, czym kiedyś zgorszyłem, czy może tylko zasmuciłem w rozmowie profesora Bronisława Łagowskiego. Wystarczy jeśli mnie czytają, Niech uśmiechają się- i płaczą".
Jaką moc posiada zatem 97-letni pisarz nie przestający wspominać? Czy jest to casus uznanego, starszego pisarza, przed którym należy czapkować, i któremu wypada bić brawa z uwagi na wiek? Absolutnie nie. Dzienniki Józefa Hena nie tyle zachowują świeżość po latach, ale uzupełnianie o nowe zapiski, wciąż stanowią o sile autora. Osobiście poddałem się tej mocy kompletując w trakcie lektury nowego dziennika jego wszystkie pozostałe tomy. Kilka tysięcy stron z autorem Nowolipia to piękny plan czytelniczy na kolejne lata. Czytajcie Hena. Uśmiechajcie się i płaczcie.