Audrey Hepburn to bez wątpienia jedna z ikon światowego kina, która jest też moją idolką. Jeśli ktokolwiek nie kojarzy tej postaci, to chciałabym przypomnieć, że grała w takich filmach jak Śniadanie u Tiffany’ego, Rzymskie wakacje czy Sabrina. Zapewne wielu z nas kojarzy jej najsłynniejszy plakat w długiej czarnej sukience, diademie na głowie, z cygaretką w ręku. To ikona stylu, której było niezwykle trudno odnaleźć się w świecie aktorstwa, a wszystko przez to, że zupełnie odbiegała od ówczesnego kanonu. Wtedy symbolem kobiecości były krągłe biodra i kształtne ciała. Hepburn była zupełnie inna – szczupła, drobna, to ona wprowadziła do mody popularne spodnie cygaretki i baleriny. I to właśnie w aktorce jest najpiękniejsze. Nie bała się iść pod prąd, mimo iż czasem z pewnością było jej niezwykle ciężko. To właśnie ten etap życia opisuje w pierwszej części swoich książek Robert Matzen. Jednak ja postaram się skupić jedynie na drugiej części.
Robert Matzen stworzył swoistą i bardzo ciekawą biografię aktorki. Opiera się ona przede wszystkim na wspomnieniach osób, które ją znały, żyły w tamtym czasie. Co ciekawe bardzo dużo miejsca oddaje jej synowi, Luci Dottiemu, który napisał również wstęp. Dzięki temu, poznajemy nie tylko wielką gwiazdę, ale przede wszystkim kobietę z krwi i kości, matkę, której często ciężko było pogodzić macierzyństwo z działalnością charytatywną, a także rolami filmowymi. Druga część książki Matzena opiera się głównie na ukazaniu drugiej twarzy Hepburn. Zaczyna się bowiem od próby powrotu wielkiej gwiazdy na ekrany w filmie Powrót Robin Hooda. Niestety dla gwiazdy ten powrót był niezwykle trudny. Zmieniało się kino, nowe aktorki zostawały gwiazdami, głównie młodsze. Był to dla Hepburn ogromny przełom. Stąd też po kilku próbach, aktorka zaczęła skupiać się na zupełnie innej dziedzinie, a mianowicie na działalności charytatywnej. I właśnie ta rola, działaczki UNICEF-u zostaje ukazana w tej części jej biografii.
Audrey Hepburn to nie tylko wielka gwiazda, ale przede wszystkim wspaniała kobieta, silna, odważna, która nie boi się wyruszyć do najbiedniejszych miejsc na świecie, by nieść tam pomoc. Choroby, głód, wojna czy śmierć, to niezwykle trudne doświadczenia, z którymi się mierzy i którym pragnie się przeciwstawić. W latach 1988–1993 Hepburn staje się orędowniczką Zachodu, niosącą bezinteresowną pomoc. Tutaj już nie liczą się flesze aparatów czy włączona kamera, aktorka bowiem nie gra, nie udaje. Ona faktycznie działa na rzecz potrzebujących bez niepotrzebnego splendoru. I chyba takie aktorki można nazwać prawdziwymi gwiazdami. One świecą najmocniej nie tylko na ekranach kin, ale również w życiu ptywatnym. Nie potrzebują rozgłosu dla siebie, ponieważ swoimi czynami są wielkie.
Bardzo polecam zapoznać się z biografią tej wielkiej artystki, wielkiej przez duże W.