Niewiarygodne, mainstream zainteresował się komiksem! I to nie opowieściami o superbohaterach, ale zdecydowanie mniej komercyjnymi historiami! Jak inaczej nazwać decyzję warszawskiego wydawnictwa Marginesy, by zacząć regularnie wydawać powieści graficzne z wyższej półki? Być może eksperyment skończy się szybciej, niż się zaczął, ale nie ma co marudzić. Zwłaszcza, że wypuszczona na pierwszy ogień Artemizja Nathalie Ferlut i Tamii Baudouin pozwala wierzyć, że wydawca obrał dobry kierunek.
Artemizja Gentileschi to włoska malarka, żyjąca na przełomie XVI i XVII wieku. Utalentowana, bezkompromisowa i niezależna, przez wiele lat musiała walczyć nie tylko o uznanie, ale przede wszystkim własne prawa. Świat w tamtym okresie był zdominowany przez mężczyzn, a kobieta nie mogła nawet sama kupować farb czy płócien. W drodze na malarski szczyt Artemizja doznała wielu upokorzeń i bólu – mimo to jej niezłomność nie pozwoliła jej ulec, dzięki czemu teraz może być stawiana jako wzór dla innych.
Jak łatwo się domyślić, Artemizja to opowieść nie o sztuce, a kobiecej emancypacji. Autorka scenariusza nie skupia się przy tym na tym, by dostarczyć czytelnikowi wyczerpującej biografii malarki – zamiast zanudzać nieistotnymi datami i wydarzeniami, przedstawia tylko te fakty, które mają realne znaczenie dla opowiadanej historii. Trzeba przy tym przyznać, że skondensowana, komiksowa forma naprawdę przemawia do wyobraźni: choćby sceny procesu, w których testowana jest prawdomówność Artemizji, w przerażający sposób oddają podejście do kobiet w tamtych czasach.
Tak, jak Artemizja jest silna, tak mężczyźni występujący w powieści są jej dokładnym przeciwieństwem; poczynając od ojca – ślepego na wszystko, co niezwiązane ze sztuką – po męża malarki, słabego duchem arystokraty, niepotrafiącego znieść myśli, że jest tylko dodatkiem do swojej pięknej i utalentowanej małżonki. Zamiast jednak zmienić własne życie, wybierają drogę przemocy i ciągłego tłamszenia swoich matek, żon i córek. Nie sposób znaleźć w Artemizji pozytywnych męskich wzorców – wielu takie podejście może odrzucać, ale jak dla mnie powstało wystarczająco wiele dzieł sławiących czyny panów; powinni więc obejść się bez tego jednego komiksu, prawda?
Także i warstwie graficznej nie mam nic do zarzucenia. Styl rysowniczki jest nietuzinkowy, a nastrój i ekspresja postaci są dla niej ważniejsze od drobiazgowego przywiązania do szczegółów. Kreska nie jest przy tym banalna i do bólu poprawna, co tym bardziej się ceni. Mimo to nie sposób nie zauważyć, że Artemizja jest komiksem dobrym, choć do bólu poprawnym i wśród biograficznych powieści graficznych nie wyróżnia się niczym naprawdę oryginalnym. Dla prawdziwych fanów komiksów będzie to po prostu kolejna pozycja do odhaczenia.
Polecam jednak sprezentowanie Artemizji komuś, kto do komiksów podchodzi z dużym dystansem. Przyzwoita cena, dobrze opowiedziana historia, ciekawa kreska, a wszystko to podane w wyjątkowo łatwo przyswajalnej formie – jak na jedną z pierwszych wydanych przez siebie powieści graficznych, Marginesy wybrały naprawdę przyzwoity tytuł.