Ospała sceneria prowincjonalnego miasteczka w Stanach Zjednoczonych. Czas odmierzają tu szklanki wypitej wody sodowej, wypalone papierosy i podmuchy wiatru. Leniwie toczy się tu życie mieszkańców, w swej zwyczajności tak zakorzenione, że aż wzbudza niepokój.
Isabelle wychowuje samotnie nastoletnią córkę i pracuje jako sekretarka w fabryce. Nie tak miało wyglądać jej życie. Nie jest wylewna, ludzie uważają ją za wyniosłą, wynika to jednak z jej nieśmiałości, która buduje wokół jej osoby mur, przez który ciężko się przedostać. Takie mury nie stoją jednak wiecznie, zawsze pojawi się jakaś rysa, która w końcu doprowadzi do zburzenia otoczki.
Amy jest nieśmiała jak matka. Ukrywa całą siebie za długimi i gęstymi włosami, gorzej i okrutniej myśli o sobie, niż w rzeczywistości jest odbierana. Rysą, wyżłobioną w jej osobowości, jest jej matka – surowa, pełna dezaprobaty, bezwiednie wyrządza swojemu dziecku krzywdę myśląc, że jest troskliwa i pełna zaufania. Ich relacja polega na Hassliebe – miłości połączonej z nienawiścią, która na największą próbę zostanie wystawiona, gdy w miasteczku pojawi się nowy nauczyciel matematyki, a Amy zacznie odkrywać swoją seksualność, do tej pory ukrytą pod blond-lokami niewinności. Pytanie jakie stawia jedna z bohaterek, przyjaciółka Amy – czy w ogóle mamy się po co starać, skoro w końcu i tak wszystkie robimy się podobne do swoich matek – jest sednem tego wątku.
Amy i Isabelle to debiutancka książka Elizabeth Strout, która jest doskonałym wstępem do jej kolejnych, uznanych i wielokrotnie nagradzanych powieści. Strout to mistrzyni współczesnej prozy obyczajowej, a jej debiut zaspokaja głód na ten gatunek literacki. Sytość trwa jednak krótko i zmusza do sięgnięcia po kolejne utwory autorki. Doskonała charekterystyka postaci, portrety psychologiczne, fabuła przeplatana z rozbudowanymi opisami rzeczywistości. Pozornie nic się nie dzieje, akcja rozgrywa się w emocjach i osobistych wyborach bohaterów. Świat tworzony przez pisarkę to świat kobiet – silnych i solidarnych. Mężczyźni są tylko tłem, które wielokrotnie przeszkadza, ale nie można go usunąć. Siła tego świata tkwi w zwyczajności, której każdy z nas doświadcza na co dzień. Tematy też są bliskie, może utarte, ale nie banalne.
W pewnej scenie bohaterki zapytane o to, co je tak bardzo rozbawiło, odpowiadają „Życie (...), Rozśmieszyło nas życie.” Do dialogu dodajmy jeszcze „akompaniament deszczu uderzającego miarowo w okna” i będziemy mieli definicję prozy Strout.