Henry James to dziewiętnastowieczny, amerykańsko-brytyjski pisarz, krytyk oraz teoretyk literatury. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych powieściopisarzy literatury angielskiej. Swoją sławę zawdzięcza przede wszystkim książkom traktującym o społeczeństwie, istniejących w nim różnicach, czy też problemach związanych z zawarciem małżeństwa oraz wnikliwym portretom psychologicznym kreowanych postaci. Późniejsze prace James’a miały charakter bardziej eksperymentalny i złożony.
Twórczość artysty dzieli się na trzy okresy. Pierwszy z nich skupia się na Amerykanach, co niepodważalnie widać w powieści o jakże niespodziewanym tytule Amerykanin. Któż by się domyślił, że właśnie ten utwór dotyczyć będzie powyższej tematyki (przed ekranem puszczam w tym momencie oko do czytelnika). Pierwotnie publikowany był w odcinkach na łamach czasopisma "The Atlantic Monthly" w latach 1876–1877. Książka natomiast, ukazała się w roku 1877.
Akcja rozgrywa się w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Poznajemy Christophera Newmana, amerykańskiego, trzydziestosześcioletniego milionera, który zakosztował zarówno gorzkich zawodów, jak najświetniejszego powodzenia. Osiągnąwszy majątek, postanawia wyruszyć w podróż po Europie. Zatrzymuje się w Paryżu, gdzie spotyka swojego dawnego znajomego, pana Tristama. Właśnie to spotkanie okazuje się być kluczowe dla całej fabuły. Tristan przedstawia Newmana swojej żonie, z którą ten szybko się zaprzyjaźnia. Wyjawia jej swoje pragnienie ożenku, co pani Tristam przyjmuje entuzjastycznie, gdyż prawie natychmiastowo przedstawia mu wybraną przez siebie kandydatkę – panią de Cintrè (z domu Bellgarde). Spełnia ona wszystkie (bardzo zresztą obszerne...) wyobrażenia ideału kobiety głównego bohatera, kobiety pięknej duchem i postacią, rysami, ułożeniem, obejściem... Obraz ich wspólnego szczęścia jest jednak prawie nieosiągalny, prawie... bo czy jest coś nieosiągalnego dla zakochanego człowieka?
James kreśli portret dwóch zupełnie skrajnych grup. Z jednej strony mamy do czynienia z konserwatywną, francuską arystokracją, której ród sięga setki lat wstecz, z dumą wraca do wznioślejszych czasów i pragnie kultywować zakorzenione tradycje. Z drugiej jednak strony, zza oceanu, nadpływa do nas Amerykanin o poglądach sięgających przeciwległego bieguna. Amerykanin, który stanie twarzą w twarz z utartymi normami, aby walczyć o rękę ukochanej. Dobór nazwiska głównego bohatera nie jest więc przypadkowy. Symbolizować może nadejście nowych, odmiennych, liberalistycznych poglądów.
Nadejdzie czas, gdy nie wyblakłe przesądy będą stanowić o pozycji społecznej, ale wewnętrzna wartość ludzi; że obywatele obu światów podadzą sobie nawzajem dłonie na szerokim gruncie obustronnego szacunku i że nie będzie już różnicy między margrabią a Jankesem.
Przechodząc do samego doświadczenia czytelniczego – prowadzona narracja skradła moje serce, szczególnie przez bezpośrednie zwroty do czytelnika i humorystyczne wstawki. Narrator jest trzecioosobowy, nie uczestniczy w zdarzeniach, relacjonuje je. Pod koniec natomiast, okazuje się, że historia ta opowiadana mu była przez samego Christophera Newmana. Razem z tym momentem narrator zyskuje nową rolę, rolę bohatera. Akcja rozwija się powoli, owa powieść nie jest dynamiczna, opiera się głównie na konfrontacji postaci, ich poglądów, dwóch różnych światów.
Odbiorca wprowadzony jest do rzeczywistości sprzed ponad stu pięćdziesięciu lat, co warto mieć na uwadze, aby nie zafundować sobie szoku już na wstępie. Lektura jest ucztą, która nasyci nas literackim językiem zatopionym w licznie prowadzonych dialogach. Mimo dość „spokojnego” charakteru powieści, autor stopniowo buduje atmosferę tajemnicy, czegoś niewyjaśnionego, czegoś, co dobrze wykorzystane, może stać się kluczem do wymarzonego ślubu oraz wybawieniem dla ubezwłasnowolnionej córki arystokratycznej rodziny.