Kolejna przepiękna powieść Katarzyny Zyskowskiej.
Wiecie, są tacy autorzy, których czytam ,,w ciemno” bo wiem, że to nie będzie stracony czas tylko wspaniała lektura. I tak było również tym razem. Alchemia to opowieść o Marii Skłodowskiej-Curie, ale od razu uprzedzam: nie jest to biografia, nie jest to nawet książka pretendująca do miana biografii. Jest to powieść o kobiecie, która chciała spełniać marzenia o karierze naukowej i miłości. Co więcej, kobiecie, której niestety dane było żyć w trudnych dla niej czasach, gdzie nie było równouprawnienia i do sukcesu musiała dojść po niezwykle burzliwej ścieżce.
Mam wrażenie, że głównymi tematami książki jest nauka i miłość. Zyskowska podzieliła powieść na dwie przeplatające się części. W jednej poznajemy naukowczynię, której romans z żonatym mężczyzną wychodzi na jaw. Marie Curie jest już znaną postacią, wdową po Piotrze Curie, lada dzień ma otrzymać drugiego Nobla. Przeszkodą staje się być pełna namiętności miłość do Paula Lavegina, który nadal jest żonaty. Czy ten jest uznany za nieakceptowalny moralnie i przysparza Marie mnóstwo problemów. Musi wybrać: kariera czy miłość. W wyborze pomoże jej ukochany mężczyzna Paul.
Równoległe toczony jest wątek młodej guwernantki Mani Skłodowskiej, która zakochuje się ze wzajemnością w paniczu Kazimierzu. Przed dziewczyną seria przykrości i cierpliwego czekania na mężczyznę. Sorbona czy chęć życia z pierwszą miłością. To przez długi czas będzie problem spędzający sen z powiek Mani. Wybór, który podobnie jak wiele lat później podejmie mężczyzna. Wszak to on przecież ma większe prawa. Czy faktycznie?